niedziela, 8 maja 2016

Ogór 2016. Woodstock na kółkach i słów kilka o autentyczności


Mówią, że to niebezpieczne. Odważne. Szalone. Dzikie. Zbyt dzikie, by dało się przeżyć. Mówią, że ryzykuję. Mówią też: jak tak można bez klimatyzacji?

To o naszej wyprawie Ogórem. Tak mówią. Niektórzy dziwią się też, jak można z własnej, nieprzymuszonej woli rezygnować z cywilizowanego prysznica (choć przecież będziemy mieć prysznic polowy, do tego bierzemy specjalne wiaderko na pranie, a żeńska część ekipy nie zapomni o kosmetykach). Mimo wszystko mówią, że to warunki ekstremalne.

Czytaj również: Ogór. Motoryzacyjne dziecko hipisowskich czasów

Ci, którzy tak twierdzą, prawdopodobnie nie wiedzą, czym jest Woodstock. Bo gdybym  miała porównać naszą wyprawę do jakiegokolwiek festiwalu muzycznego, to Przystanek Woodstock jest w tym miejscu pierwszym możliwym skojarzeniem. Bo Ogór wydaje się być takim Woodstockiem na kółkach. Dobra muza, fajni ludzie, spontan, szczere uśmiechy, tyle że kolejki do pryszniców będą zdecydowanie mniejsze. I nie trzeba wstawać o szóstej rano, żeby się umyć o dziesiątej. Cóż więcej potrzeba nam do szczęścia?

Zmęczyły mnie wyjazdy zorganizowane. Chcę przeżyć przygodę życia, mieć niesamowite wspomnienia, doświadczać, odczuwać silnie i prawdziwie. A w wycieczkach typu all-inclusive jest według mnie coś sztucznego. Niby zwiedzasz, niby poznajesz jakichś ludzi, ale to trochę tak, jakby dotykać czegoś w rękawiczkach. Bo trudno o prawdziwe przeżywanie i poznawanie kultury wtedy, gdy masz na głowie przewodnika, który organizuje Twój czas i kolację, na którą trzeba zdążyć,  przecież czeka na Ciebie taka fajna wyżerka. Nie twierdzę, że żałuję tych zorganizowanych wyjazdów. Przeciwnie, jestem wdzięczna, że będąc jeszcze dzieckiem, dzięki Rodzicom mogłam tak wiele zobaczyć. Od jakiegoś jednak czasu szukam czegoś innego. Autentyczności w podróżowaniu. W życiu też - szkoda, że w życiu o nią o wiele trudniej.

Niejednokrotnie to właśnie autentyczność zaprowadziła mnie w tzw. kozi róg. Zwłaszcza wtedy, gdy przyszło się zderzyć z kłamstwem, fałszem, obłudą i hipokryzją ze strony ludzi, którzy mieli być tym tzw. number one. W gruncie rzeczy tym number one zawsze okazują się przyjaciele oraz ci znajomi, po których się zupełnie tego nie spodziewasz. A wystarczy naprawdę niewiele: odrobina chęci, jeden telefon z pytaniem "Jak sobie radzisz?", czasem nawet dwa słowa, by kogoś wesprzeć czy zmotywować.

Nie próbuję siebie zmieniać, w dalszym ciągu, mimo różnych doświadczeń, stawiam na autentyczność i bycie w zgodzie z samym sobą. Dlatego właśnie wybieram ryzyko, polowy prysznic i ten cały Woodstock na kółkach, bo - kolejny raz to na blogu Podróże bez planu zaznaczę - liczą się ludzie, z którymi jedziesz, a nie komfort tej jazdy.

Oglądaliście "Fast and Furious"? Jeśli tak, to wiecie, że:




W nawiązaniu do innej nazwy Ogóra (Statek Miłości) kontynuujemy serię autentycznych historii miłosnych. Takich absurdalnych, ale z życia wziętych. Jeśli cokolwiek jest Wam bliskie lub chcielibyście więcej dowiedzieć się o naszej wyprawie, to zapraszamy do komentowania.

Ogór Love Story


Eks dziewczyna 1: Też opowiadał Ci takie bajki?
Eks dziewczyna 2: Chyba tak.
Eks dziewczyna 1: Nie sprawdzałaś mu telefonu?
Eks dziewczyna 2: Nie, nigdy. Jak jesteś z kimś w związku, to masz do niego zaufanie.
Eks dziewczyna 1: Ja sprawdzałam. Wtedy po raz pierwszy się dowiedziałam, jaka naprawdę jest ta jego "tylko-przyjaciółka" Sara. To nie jest normalne, kiedy przyjaciółka Twojego chłopaka pisze do niego "kocham Cię, mój *******"
Eks dziewczyna 2: Nie jest. Ale ja mu nie sprawdzałam telefonu. Nie wiem, jak było.
Eks dziewczyna 1:  Ani to, że on kupuje jej biżuterię. Mnie kupił tylko buty. Ani to, że ona ma multum jego zdjęć w komputerze. Pewnie ci powiedział, że nigdy z nią nic nie było. I że z nią nie spał. A to gówno prawda.
Eks dziewczyna 2: Mnie kupił tylko jakiś drobiazg w Pradze.
Eks dziewczyna 1: Ostatnio pojechał z nią, "tylko-przyjaciółką" Sarą, do Pragi właśnie, wiesz?
Eks dziewczyna 2: Do Pragi? Ze mną tam był po raz pierwszy... (kilka sekund ciszy, zbieranie myśli) Jest chociaż z nią szczęśliwy?
Eks dziewczyna 1: Tego nie wiem. Ty musiałaś go naprawdę kochać. Może nadal kochasz. Wiem, że boli, ale musisz o nim zapomnieć. Jego słowa nie były nigdy nic warte. Przepraszam, że ci to mówię.
Eks dziewczyna 2: (kilkusekundowa cisza) Wiesz, co boli mnie najbardziej? Nie to, że to się skończyło. Nawet nie to, że sypiał z tą głupią pizdą Sarą. Boli mnie to, że gdybym zmierzyła lotem wieżowiec, on by tylko wzruszył ramionami. Mogłabym nie żyć, a on by się nawet tym nie przejął.
Eks dziewczyna 1: Sara. Co to w ogóle za imię jest? Psom się takich imion nawet nie daje...
Eks dziewczyna 2: Za ten fałsz i kłamstwa powinno się płacić. Albo chociaż zwracać koszty wizyt u psychoterapeuty. Nie ma gorszego bólu niż ten, gdy kochało się kogoś, dla kogo nic nie znaczyłaś.
Eks dziewczyna 1: Podobno jest jeszcze coś takiego jak karma. Karma zrobi swoje i wyreguluje rachunki.

Chcesz podzielić się swoją historią? Napisz: podrozebezplanu@gmail.com
Propagujemy idee peace, love, music. Leczymy złamane serca i uszczęśliwiamy w duchu Boba Marleya!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polub na Facebooku