W 1942 roku 120 tys. polskich uchodźców ze Związku Radzieckiego dotarło do Iranu, gdzie tworzyły się oddziały II Korpusu Polskiego. W tym czasie w Libanie zamieszkało ponad 6 tys. naszych rodaków, spokrewnionych z żołnierzami. Szacuje się, że w latach 70. i 80. XX wieku do krajów, takich jak Irak i Libia przyjeżdżało 30 tys. Polaków rocznie. Na początku lat 90. było podobnie. Wiem, bo w roku 1994 mieszkałam w Trypolisie.
19 września 2015 roku. Setki Polaków, którzy nigdy na oczy nie widzieli kobiety w czadorze, wychodzą na ulice protestować przeciwko islamizacji. Prawdopodobnie 70 proc. z nich nie wie w ogóle, czym jest czador i nie ma bladego pojęcia o arabskiej kulturze. Szlag mnie trafia, kiedy widzę tych nadętych ekspertów w zakresie ekonomii, gospodarki i religii. Co w Was drzemie: patriotyzm czy nacjonalizm? Widzieliście kiedykolwiek modlących się muzułmanów? Jakim prawem twierdzicie, że Arabowie źle traktują swoje kobiety? Czy kiedykolwiek rozmawialiście chociaż z jedną z nich? Nie, nie potrafilibyście nawet powiedzieć "dziękuję" w tym języku. I nie wiecie, że tysiące Waszych rodaków korzystało z arabskiej gościnności jakieś dwie, trzy dekady temu - wtedy, kiedy Polska dopiero stawała na nogi po trudnym okresie PRL-u. W Libii mieszkałam przez ponad rok. W 1993 i 1994 r. Trypolis był moim ogrodem Eden. Takiego ogrodu poszukują teraz uchodźcy z Afryki.
***
- Jest szansa, że pojedziemy do północnej Afryki, do Libii, czujesz to? Masz pojęcie?
Nie czułam tego, w końcu miałam wtedy tylko pięć lat, ale głos mojego brata wyraźnie zdradzał podekscytowanie. - Trzeba przekonać rodziców. Musimy tam pojechać! Idź i powiedz Mamie, że to wielka szansa, żeby zobaczyć jedne z najbardziej niepowtarzalnych miejsc na tej planecie!
- Ale dlaczego ja? - zapytałam, choć sądząc z tonu, wiedziałam już, że szykuje się coś dużego.
- Bo jesteś młodsza. Idź, jak zaczniesz ich przekonywać, to może ciebie posłuchają.
Wątpię, czy argument "bo jesteś młodsza" do mnie trafił. Ale starsze rodzeństwo to autorytet, a pięcioletnia dziewczynka potrafi być wpatrzona w starszego brata bardziej niż w święty obrazek i lalkę Barbie razem wziąwszy. Skoro starszy Brat mówi, że to coś niepowtarzalnego, to pewnie tak jest. Trzeba to Rodzicom uświadomić. Serio, potem jeszcze przez parę dobrych lat myślałam, że podróż do Libii to moja zasługa. W końcu przecież udało się, ma się ten dar przekonywania w wieku lat pięciu.
Dzisiaj niejednokrotnie pytają mnie, czy cokolwiek z tej podróży pamiętam. A ja pamiętam wszystko. Każdy kąt naszego mieszkania w Trypolisie. Pamiętam też palmy, pod którymi się bawiłam. Pamiętam żółwie i wielbłądy. Już wtedy wiedziałam, czym różni się baktrian od dromadera. Pamiętam też, jak poszliśmy na plażę i pierwszy raz w życiu zobaczyłam windsurferów. Na początku lat 90. w Polsce prawdopodobnie można było tylko marzyć o tym, by oglądać coś tak pięknego, nie mówiąc już o tym, że nikogo raczej nie byłoby stać na sprzęt do windsurfingu. I kiedy wróciliśmy z libijskiej plaży, byłam tak zachwycona tą dyscypliną sportu, że jakiekolwiek zabawy w dom odeszły w odstawkę. Następnego dnia bawiłam się w windsurfing, stojąc na podstawce lampy, której pomarańczowy klosz pełnił funkcję żagla, a kabel - linki do trymowania. I tak codziennie, parę godzin treningu na lampie.
- Mamo, patrz, surfuję!
- Wspaniale, Kingusiu!
Ten film nie został nagrany w Libii, ale to chyba najciekawszy film, prezentujący piękno tego sportu
To nie było zwykłe dzieciństwo. W tamtym czasie dziewczynki w Polsce mogły tylko pomarzyć o lalkach Barbie. Na podwórku pod blokowiskiem miały do dyspozycji dwie zardzewiałe huśtawki i piaskownicę. Ja miałam palmy, windsurferów i dwa żółwie na podwórku.
Zakupy robiliśmy w arabskim supermarkecie lub na arabskim targu, na którym można było znaleźć multum błyskotek, przemawiających do natury dziecka. Raz wpadłam na dramatycznie głupi pomysł (choć wtedy wydawało mi się to genialne), że taki targ to idealne miejsce do zabawy w chowanego. Zabawa miała być tym bardziej przednia, że to ja postanowiłam się schować, ale jednocześnie nie miałam zamiaru nikogo informować, że ktoś tu w ogóle chce się bawić. Sytuację miałam pod kontrolą, bo ukryta pod stertą arabskich dywanów wszystko widziałam i podekscytowana tylko czekałam, aż ktoś mnie zacznie szukać. Możecie sobie wyobrazić przerażenie na twarzach rodziców. Równie przerażony był arabski sprzedawca, który zaraz po tym, jak wyskoczyłam spod stołu z dywanami z okrzykiem "Tu jestem", dał nam solniczkę w kształcie kota i parę innych rzeczy. Zabawa w chowanego okazała się prawdopodobnie najlepszą metodą dobijania targu, ale nigdy więcej tego nie próbowałam. Dostałam szlaban na zabawy w chowanego w takich miejscach.
W wieku pięciu lat jadłam shoarmę, liczyłam po arabsku i widziałam kobiety w burkach. Nawet w najgorszym upale, wchodziły do morza w pełnym stroju. Czasem obserwowałam je z balkonu. Trudno było mi wtedy zrozumieć, dlaczego nie możemy im zrobić zdjęcia. Dzisiaj już wiem, dlaczego. Uczono mnie, jak powiedzieć "dzień dobry" i "dziękuję" w języku arabskim. Dostawałam tamtejsze bajki i nawet jeśli nie znałam dobrze arabskiego, to chociaż oglądałam obrazki. Bo po polsku bajek nie było. Były za to te, które czytało się od prawej do lewej. Czekajcie. Zapomniałam o "Starej Baśni", z którą mój brat męczył się w szkole dla dzieci polskich imigrantów. Była tak nudna, że czytał mi na głos, a ja do dziś pamiętam fragment, w którym bohaterowie upijali się miodem.
W Libii pod rządami Kaddafiego nie było łatwo. Kraj trawiła korupcja, Arabowie mieli swoje problemy. Ale nie pamiętam jakichkolwiek agresywnych gestów ze strony tamtejszych mieszkańców. Pamiętam za to zwykłych, życzliwych ludzi, gotowych do niesienia pomocy w trudnych sytuacjach. Pamiętam arabskich lekarzy, do których jeździliśmy. Trypolis przez ponad rok był moim domem. Budziliśmy się o świcie, bo słyszeliśmy muezina, nawołującego wiernych z minaretu pobliskiego meczetu. Ale szanowaliśmy arabską kulturę, tak odmienną od naszej. Dzisiaj wstyd jest mi za rodaków, którzy stosują mowę nienawiści wobec osób szukających nowego domu w Europie. Jest mi zwyczajnie, po ludzku, po prostu wstyd.
W roku 1993 miałam tylko pięć lat. Mieszkałam na innym kontynencie, w zupełnie obcej kulturze. I czułam się beztrosko. Wtedy byłam dzieckiem z milionem szalonych pomysłów i okularami przeciwsłonecznymi w żółtych oprawkach. Dzisiaj jestem kobietą z milionem szalonych pomysłów, tylko okulary noszę już inne.
Wspaniała historia, wspaniałe wspomnienia. To ważne, aby ludzie słuchali o takich przeżyciach właśnie teraz. Udostępniłam, może choć jednej osobie da do myślenia. Oby!
OdpowiedzUsuńDziękuję Hai Le ;) Właśnie też na tym mi zależy - żeby ludzie zobaczyli również to dobre oblicze arabskiej kultury zamiast bezmyślnie się uprzedzać. Dzięki serdeczne!
UsuńPięknie spisana opowieść! W sam raz na ,,dzisiejsze czasy,,!Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńDzięki serdeczne! :)
Usuń