środa, 20 kwietnia 2016

Miłość i szczęście wymagają odwagi, a każda podróż zaczyna się od postawienia pierwszego kroku


fot. freeimages.com
Jakiś czas temu mignęło mi gdzieś na ulicy: "Take a risk or lose a chance". Inspirujący, motywujący cytat. Niby nic wielkiego, ale jakoś nie potrafiłam przejść obok tego obojętnie. Zresztą tak jak ostatnio obok ferrari na placu Solnym. Bo chociaż wiele rzeczy się zmieniło, przygotowuję się teraz do wyprawy Ogórem i wcale nie dbam o to, by mieć komfort w podróży, to wspomnień wymazać nie potrafię. Są jak tatuaż, niezmywalne. 

Pokonać strach

Pokonać strach jest bardzo trudno. Strach nas niszczy. Z obaw o własną przyszłość rezygnujemy z rzeczy pięknych, szalonych, niezapomnianych i niepowtarzalnych. Smutne, prawda? Tymczasem najtrudniejszy jest zawsze pierwszy krok. Opiszę Wam to na kilku przykładach.

Pierwszy e-mail do ekipy Statku Miłości: wysłany kompletnie bez wiary w to, że ktokolwiek odpisze, a co dopiero zgodzi się na dołączenie do tak szalonej wyprawy.

O przygotowaniach do wyprawy Ogórem możecie przeczytać tutaj

Pierwsza notka na tym blogu: zbyt emocjonalna i mało przemyślana. Ale gdyby nie ten pierwszy krok, to czy powstałyby następne? Każdy post, który pojawia się na tym blogu, czytam kilka razy przed publikacją - nie ze względu na literówki, ale dlatego, że przywiązuję się do tego, co piszę. A często piszę tak, jak czuję. Nie potrafię przejść obok tego obojętnie

Pierwszy Woodstock: zaliczyłam go w ubiegłym roku. Pojechałam na niego sama, obładowana torbami, laptopem i lustrzanką, której musiałam pilnować jak oka w głowie. Nie wiedziałam, jak się odnajdę w tym wszystkim. A po powrocie stwierdziłam, że to na pewno nie był mój pierwszy i ostatni Woodstock. Będą kolejne!

Pierwszy kontakt w przerwanej na długo relacji: czasem zdarza się tak, że długo wpatrujesz się w telefon, zanim wybierzesz numer. Jeszcze dłużej, zanim naciśniesz "Połącz". A kiedy słyszysz kogoś po drugiej stronie, nie możesz słowa wydobyć, bo głos grzęźnie w gardle.

Za każdym razem podejmuję ryzyko - ktoś może wyśmiać tego bloga, ktoś może nie odpisać, ktoś może nie odebrać lub się rozłączyć. Porażka czy odmowa zaboli, ale da Ci poczucie, że przynajmniej spróbowałaś/spróbowałeś, że wyczerpałaś/wyczerpałeś wszystkie drogi do osiągnięcia celu. 

Bez względu na efekty - próbuj

Take a risk or lose a chance - ryzykuj, bo inaczej możesz stracić swoją szansę. Być może ten jeden e-mail spowoduje, że będziesz miał przed sobą przygodę życia. Być może blog, który zakładasz z powątpiewaniem w swoje możliwości, będzie miał w ciągu kilku miesięcy tysiące odsłon i okaże się inspirujący dla wielu czytelników? Być może ten pierwszy w życiu Woodstock zmieni Twoje postrzeganie świata? Być może dzięki temu zaczniesz doceniać to, co Cię otacza na co dzień?

To nieważne, czy ktoś odpisze Ci na maila, czy nie. To nieważne, czy ktoś się rozłączy, czy nie. Ważne, że próbowałeś. Bez podjęcia próby wyrzucamy potem sobie, że można było zrobić więcej. Żałujemy nie tego, co zrobiliśmy, lecz tego, czego baliśmy się zrobić.

Jeżeli próba kończy się porażką, to nie oceniaj, nie osądzaj. Wybacz, może po prostu nie trafiłeś w moment. Nie każdy trafia na dobre numery w loterii Totolotka. Po prostu przyjmij los, uznając, że jest dokładnie tak, jak ma być. Kiedyś, gdy coś szło nie po mojej myśli, obrażałam się i czułam gniew, jednocześnie zadając sobie pytanie: dlaczego? Dziś, gdy chcę wiedzieć, dlaczego, nie waham się - po prostu dzwonię i pytam. Czasami możesz nie zdążyć jednak zadać właściwego pytania - nie żałuj.

Jeżeli coś ma stać się inaczej niż wyobraziłaś to sobie, to owo "inaczej" nastąpi w swoim czasie. I pogódź się z tym. Ja staram się już nie osądzać ludzi, o których kiedyś pomyślałabym: "Jak można". Wybaczam im, bo jako naiwna idealistka wierzę, że zawsze można wszystko zacząć od początku. I że jeśli bardzo się tego chce, to można zmieniać świat. Wiem również, że nie znając wszystkich okoliczności, nie znamy też pełnej prawdy. A rzadko kiedy jesteśmy w stanie owe okoliczności poznać dogłębnie. Co więc nam zostaje? Akceptacja tego, co jest tu i teraz. 

środa, 6 kwietnia 2016

Jedno wielkie NIE dla torturowania kobiet. Dlaczego chcemy mieć prawo wyboru?

Opowiem Wam dzisiaj historię pewnej kobiety. Kobiety, którą dobrze znam. Na potrzeby tej opowieści nazwijmy ją Tauriel. Będzie to jednak też historia bardzo wielu kobiet, których nie znam i w obronie których dzisiaj staję. Bo życie to coś więcej niż sprawiedliwość. To odpowiedzialność. To wybory, za które musimy ponosić konsekwencje. I chcę, by każda kobieta w Polsce miała prawo do tego wyboru. Inicjatywa "Stop aborcji" takie prawo nam odbiera. 

W Polsce powstał projekt obywatelski, przewidujący całkowity zakaz aborcji. Poniższa historia niech stanowi komentarz do tej inicjatywy.


Tauriel była zwykłą kobietą. Wrażliwą, ciepłą, uczuciową, delikatną, subtelną, cierpliwą, wierną i do tego piękną. Miała świetną sylwetkę i idealny tyłek. Taki, jak to mówią, "wyrzeźbiony przez Boga". Prawdziwa kobieta - podobno faceci właśnie o takiej marzą. Tauriel czuła się szczęśliwa, czerpała z każdej z chwil. Nawet nie zauważyła, gdy coś zaczęło się psuć. I kiedyś, tak po prostu z dnia na dzień, on ją zostawił. I ona nie wiedziała, dlaczego.

Na początku były łzy, potem dopiero było słowo. Łzy, alkohol, nieprzespane noce i kawa. Dużo kawy. Dni mijały, a Tauriel bała się coraz bardziej. Bała się, bo czas nie grał na jej korzyść. Zaczęła odliczać dni: 29, 30, 31, 32, 33, 34, 35. W dniu numer 35 poszła do apteki po test ciążowy. Oczy jej się szkliły od łez.


Miała tylko nadzieję, że zobaczy na nim jedną kreskę. Tysiące kobiet ma inaczej. Cieszą się, gdy wynik okazuje się pozytywny. Ale nie są wtedy same. To były najdłuższe trzy minuty w życiu Tauriel. Trzy minuty, po których poczuła niesamowitą ulgę. Dlaczego? Bo zbyt mocno kochała życie, by móc dokonać aborcji. Nie potrafiłaby tego zrobić. A jednocześnie nie chciała zostać samotną matką. Nie chciała, by dziecko wychowywało się bez ojca. Ojca, który zapewne nawet nie dowiedziałby się o jego istnieniu, bo przecież przestał odbierać telefony. Nie odpisywał na maile, nawet wtedy, gdy upokarzała się wyłącznie po to, by mieć ten psychiczny spokój. Chciała tylko wiedzieć, dlaczego. Tego nie dowiedziała się nigdy.

Tauriel trzymała w trzęsących się rękach test ciążowy. Wyrzuciła go razem z żelem, którego on zapomniał zabrać razem ze swoimi rzeczami.

Podczas tych trzech minut Tauriel była kompletnie sama. Jedna kreska, to ją uratowało. Parę dni później, gdy ochłonęła, mogła liczyć na rodzeństwo czy przyjaciółki. Na niego już niestety nie.

Widzisz, Najdroższy Czytelniku, ten mężczyzna, miał WYBÓR: mógł zostać lub odejść. Odszedł, pozostawiając ją z milionem pytań bez odpowiedzi. Bardzo łatwo jest powiedzieć "kocham", ale jeśli naprawdę chcesz unieść znaczenie tego słowa, powinieneś umieć ponosić odpowiedzialność za wypowiedziane słowa. Za to, że ktoś obdarzył cię zaufaniem. Jeśli nie jesteś pewny, najlepiej nie mów nic.

A teraz, Drogi Czytelniku, zadaj sobie pytanie: dlaczego chcesz odebrać prawo wyboru kobiecie, która ma łzy w oczach, kiedy robi test ciążowy i ma nadzieję na negatywny wynik? Kobiecie, która została porzucona albo zgwałcona? Kobiecie, której życie jest zagrożone? Możliwe, że codziennie na ulicy mijasz taką Tauriel. Dzisiaj uśmiecha się, żartujecie. Nie wiesz jednak, przez jakie piekło wcześniej przeszła.  Nie wiesz, jakie emocje wywołują przykre wspomnienia i pytania bez odpowiedzi, więc nie oceniaj. I pozwól jej zdecydować, bo tylko ona wie, czy będzie w stanie wcielić się w rolę samotnej matki.

Ciebie, Drogi Czytelniku, nikt nie zmusza do tego, byś był z kobietą, której nie kochasz, nawet jeśli ma z Tobą dziecko. Możesz ją zablokować na Facebooku i zerwać wszelki kontakt. Możesz nie odbierać telefonów. I nawet jeśli cierpi, możesz mieć ją gdzieś. A ona będzie na tyle silna, że choćby miała przepłakać 1001 nocy, to nie upomni się o alimenty. I urodzi Ci to dziecko. A Ty nigdy się o tym nie dowiesz, bo masz prawo być egoistą, który wolał przygodny seks z nowo poznaną na Tinderze dziewczyną aniżeli brzemię odpowiedzialności. Spoko, to Twój wybór. Kiedyś będziesz żałował, bo w końcu zdasz sobie sprawę, że ona była w stanie zaryzykować wszystko, a Ty nie ryzykowałeś nic.

Nie, nie uważam, że winę za wszystko, co złe, ponoszą faceci. Znam wielu dojrzałych mężczyzn, choć wciąż niewielu zdolnych  przenosić góry. Nie uważam się za feministkę, choć według definicji Marty Frej pewnie bym nią była.To nie ma jednak w tej chwili znaczenia.

Być może Ty, Drogi Czytelniku, jesteś porządnym i odpowiedzialnym facetem. Takim, który umie odpowiedzieć na pytanie dlaczego. Takim, który się nie boi ryzyka ani odpowiedzialności. Jeżeli tak jest, udostępnij proszę ten tekst. Zrób to dla tych kobiet, które cierpiały lub cierpią. Ja nie piszę tego dla fejmu ani dla statystyk. Piszę, bo jestem naiwną idealistką, która wierzy w to, że ludzie powinni się wzajemnie szanować. Całkowity zakaz aborcji byłby brakiem szacunku wobec kobiet, bo my też mamy prawo decydować o życiu - o tym, czy chcemy samotnie wychowywać dzieci czy też nie. O tym, czy chcemy brać na siebie odpowiedzialność za drugiego człowieka, czy nie. I jeśli mężczyzna ma prawo tej odpowiedzialności na siebie nie brać, to takie samo prawo niech ma kobieta. W końcu mamy równouprawnienie.


Polub na Facebooku