środa, 12 kwietnia 2017

Bułgaria. Warna, Vaya Beach. Wolność pod gołym niebem



Ludzie pragną w życiu trzech rzeczy: szczęścia, miłości i wolności. Są tacy, którzy myślą, że nie da się osiągnąć pierwszego bez posiadania drugiego. Inni twierdzą, że posiadając drugie, nie da się osiągnąć trzeciego. A są i tacy (i ja zaliczam się dziś do tej grupy), którzy już wiedzą, że drugie, jeśli jest prawdziwe, oznacza trzecie, a pierwsze nie ma tu nic do rzeczy. Jak w piosence Dido: nie ma miłości bez wolności. Wolności bycia sobą. Do tego, by dojść do takich wniosków, potrzebowałam 27 lat i 6600 kilometrów. Dużo, ryzykownie, ale było warto.

Dotarliśmy do Warny, na Vaya Beach, którą w niemieckich magazynach określa się jako "schwer erreichbar, aber absolut lohnenswert" (znaczy: trudno osiągalna, ale absolutnie warta zachodu). I jeśli dobrze sobie przypominam, to chyba rzeczywiście nie było tak łatwo. Zresztą, jak wygląda droga dojazdowa do Vaya Beach, możecie zobaczyć na zdjęciach:








Plaża Vaya Beach jest rzeczywiście wyjątkowa: biały piasek, niezwykłe zapierające dech w piersiach widoki, a nocą - gwiaździste niebo. Jedna z moich notatek z tamtego czasu: W nocy Droga Mleczna, czyli wszystko, co na nieboskłonie. Pełen zachwyt. Tej wyjątkowości nie opiszą żadne słowa i nawet nie będę próbować szukać odpowiednich metafor.

Było dziko, a jednocześnie wciąż nie tak z dala od cywilizacji: na Vaya Beach postawiono prysznice, do których trzeba biec po parzącym stopy piasku. Niedaleko pryszniców tworzyło się niewielkie bajorko. Pamiętam moment, kiedy biegłam do niego jak do mety maratonu, tak mocno parzył piasek. Zanurzenie stóp w wodzie dawało wielką ulgę. To zresztą podobno jedna z najgorętszych plaż. Moim zdaniem także jedna z najpiękniejszych.

Vaya Beach (fot. Kinga Czernichowska)


A do tego jedna z tych, które zdecydowanie można polecić miłośnikom natury. Tuż obok jest las, w którym znajduje się kemping. Tam też się rozstawiliśmy. Pośród namiotów stanął ogórek, należący do Maria cudowny Volkswagen T2 z 1975 roku. Prawdziwy klasyk.

To właśnie w Warnie, tuż przy Vaya Beach po raz pierwszy w życiu spałam na hamaku. Pod gołym niebem. Nigdy wcześniej nic innego nie dało mi takiego poczucia wolności.


Tuż po obudzeniu (fot. Kinga Czernichowska)

Zanim jednak zasnęłam na hamaku, spoglądałam, leżąc na plaży, na pokryte gwiazdami niebo. Widok gwiaździstego nieba uspokaja, wycisza. Patrząc w gwiazdy, ma się przecież tę świadomość, że widzimy ich blask, który być może już nie istnieje, bo zanim światło dotrze do naszych oczu, ta gwiazda może umrzeć. I nawet jeśli umrze miłość, to jeśli prawdziwie kochasz, Twój blask pozostanie. Dopiero wtedy zrozumiesz, że prawdziwa miłość to wolność bycia sobą przy drugiej osobie. I dopiero wtedy odkryjesz, że szczęście nie ma nic wspólnego z miłością, bo najpierw trzeba je znaleźć w sobie. Najlepiej patrząc w gwiazdy, próbując zrozumieć samego siebie.





Jeśli chcesz patrzeć w gwiazdy, nie możesz bać się ciemności
Jeśli chcesz kochać, nie możesz bać się ran




Zdjęcia: Margielski Fotografia (większość), Kinga Czernichowska (vel. Arwena)

Polub na Facebooku