czwartek, 11 maja 2017

Bułgaria. Swilengrad. A Ty ile razy zrobiłeś to, czego nie powinieneś?



Swilengrad to mała, bułgarska mieścina. Znaczyłaby pewnie niewiele, gdyby nie fakt, że leży na granicy z Turcją i Grecją i właśnie tam, w Swilengradzie, znajduje się ważne przejście graniczne. Swilengrad jest kluczowym miejscem, bo leży na trasie kolejowej łączącej Stambuł z Sofią, Bukaresztem i Budapesztem. Swilengrad był również dla mnie ważnym miejscem na trasie Ogóra. Od początku nie byliśmy do końca zgodni, czy powinniśmy wtedy wjeżdżać do Turcji, jakieś niecałe dwa tygodnie po próbie zamachu stanu w Ankarze. Ja byłam na nie. Plan był taki: w Swilengradzie się rozdzielamy, a potem łapiemy gdzieś dalej na trasie. Ale to przecież są Podróże bez planu

Spora część ekipy próbowała mnie przekonać, że jest bezpiecznie, że nie będzie żadnych problemów, wjeżdżamy. I widzicie, w czasie tak dalekiej podróży, jakiej wtedy doświadczyłam, dowiadujemy się więcej o sobie aniżeli o innych ludziach. Nawet jeśli podróż ma zgoła inny cel. Ja na przykład właśnie w drodze do Swilengradu zdałam sobie sprawę z takiej cechy charakteru, o której wcześniej nie miałam pojęcia, a mianowicie: gdy ktoś próbuje mnie bardzo mocno do czegoś przekonać, robię wszystko dokładnie na odwrót, a przynajmniej coś gdzieś tam w środku mnie się buntuje. Niektórzy nazywają to niezależnością, inni przekorą, jeszcze inni mówią "rebel style". Ja z trasy do Swilengradu pamiętam wiadomości, które wtedy dostawałam: "Nie wjeżdżajcie", "Ja na Twoim miejscu bym tam nie jechał", a przed rozpoczęciem podróży ogórkiem było nawet: "Błagam, wycofaj się, jeśli Ci życie miłe". Niektóre z tych wiadomości dostawałam od znajomych podróżników, inne od tych, którzy nie byli dalej niż u naszych sąsiadów. To nieważne. Powiem tak: zaryzykuję stwierdzenie, że w środowisku, w którym się obracam, nie ma prawie nikogo, kto zdecydowałby się na tak szaloną podróż, a na pewno nie zdecydowałby się na nią z tak irracjonalnych powodów, jakie wydawały mi się celem mojej podróży Statkiem Miłości.

Dotarliśmy więc do Swilengradu - miasta, które nie różni się specjalnie od jakiegoś polskiego małego miasteczka i w którym można naprawdę w niskiej cenie kupić kebaba, a ludzie są naprawdę mili - i trzeba było podjąć jakąś "męską" decyzję. Byłam pewna, że ja do Stambułu nie jadę i się w tym miejscu rozdzielimy. Ale w Swilengradzie dotarło do mnie, że z całej naszej piątki w zasadzie to ja najbardziej śledziłam doniesienia mediów, sprawdzałam komunikaty na stronie ministerstwa i pytałam znajomych, co sądzą o sytuacji w Turcji. Próbowałam kurczowo trzymać się resztek racjonalności, które we mnie zostały. To był błąd. Czasem trzeba pozwolić popłynąć razem ze swoimi emocjami. Ale dotarło do mnie coś jeszcze. To kilka refleksji z odkrywczej podróży w głąb siebie, którymi chciałabym się z Wami podzielić na łamach bloga:
  • Nigdy nie rób niczego dla kogoś. Wszystko, co robisz, rób dla siebie. Są ludzie (nawet ci, którzy wydają ci się bliscy), którzy będą cię oceniać. Nie dlatego, że chcą dla ciebie źle. Tylko dlatego, że cię nie rozumieją, bo mają inne doświadczenia i inną wrażliwość. Być może nigdy nikogo nie kochali, a być może zapomnieli, jak to jest kochać. Gdzieś kiedyś odpisałam komuś na Facebooku, że wjeżdżamy w imię miłości. Bo przecież to tak ładnie brzmi: peace, love, music  - pokażmy światu, jaką moc ma miłość i pozytyw. Tyle że to skrajny idealizm, któremu dałam się ponieść, bo to nie była żadna komedia romantyczna ani melodramat. Po prostu: jedziesz albo nie. Ryzykujesz albo nie. Wiecie, co w takich momentach jest najbardziej bolesne? Fakt, że to, czy faktycznie coś Ci się stanie i to, jak się czujesz, obchodzi naprawdę niewiele osób. Smutne jest to, że wielu ocenia, a niewielu próbuje zrozumieć. Empatia to jednak rzadki dar w zmakdonaldyzowanym społeczeństwie. Możesz mieć setkę znajomych na Facebooku, kilkudziesięciu obserwujących, ale martwić się o Ciebie będzie garstka osób. Twoi Rodzice, brat, jedna przyjaciółka. Można policzyć na palcach jednej ręki. 


In my shoes just to see
What it’s like to be me
I’ll be you, lets trade shoes
Just to see what it be like to
- Eminem -
  • Szanuj zdanie bliskich Ci osób, ale mimo wszystko idź swoją drogą. Mogłabym poprosić o radę kilkunastu znajomych podróżników, ale co z tego, skoro żaden z nich nie przejechał busem z lat 70. XX wieku dystansu 6600 km? Żaden z nich nie zna się na mechanice, a większość wybrałaby samolot albo Polskiego Busa. Mogłabym też poprosić o wskazówki koleżanki, tyle że żadna z nich nie zdecydowałaby się na - jak to wiele osób z mojego otoczenia określa - tak ekstremalną podróż
  • Naucz się ryzykować. Rok temu napisałabym Wam tutaj pewnie, że warto ryzykować, ale trzeba zachować umiar i zdrowy rozsądek. Po części dalej się z tym zgadzam, po części już nie. Gdyby chcieć zachowywać się zupełnie racjonalnie w czasie jakiejkolwiek wyprawy nikt nigdy nie dotarłby na Mount Everest. Bo przecież nie wie się, jak jest na szczycie, zanim się nie dotrze na szczyt. My też nie wiedzieliśmy, czy sytuacja w Turcji ustabilizuje się, czy przeciwnie - zaogni. W każdej chwili mogli zamknąć granice. Nie da się przewidzieć przyszłości. Ale jeśli nie ryzykujesz, to stoisz w miejscu. Tak w podróży, jak i w życiu.
Gdyby górę wziął zdrowy rozsądek i racjonalność, nie byłoby kolejnej notki o Stambule (a będzie!), a ja pewnie opisywałabym teraz zabytki Swilengradu, w którym kompletnie nic się nie działo. No chyba że by zatrzęsło (a podobno zdarzają się okresowe trzęsienia ziemi w Swilengradzie), Może zobaczylibyście tu zdjęcie Starego Mostu, bo to najważniejsza z atrakcji turystycznych (o ile nie jedyna). Nie napiszę Wam wiele o Swilengradzie - to naprawdę małe miasto, w którym zatrzymaliśmy się jedynie na kebaba. Ale czasem to właśnie w najdalszym zakątku świata, który wcale nie przypomina raju, można zacząć odkrywać siebie.

PS. Zastanawialiście się, ile razy zrobiliście coś, czego nie powinniście? Ile razy pójście za daleko okazało się najtrafniejszym możliwym wyborem? Fakt, ja teraz powinnam nanosić poprawki do pracy licencjackiej na temat autoterapeutycznej roli podróży w życiu bohaterów filmu "Vincent chce nad morze" i bohatera książki Christiana Krachta "Faserland". Zamiast tego dodaję wpis na blogu, bo podróże nauczyły mnie zdecydowanie więcej aniżeli filologiczne studia. Rozwój nie odbywa się na salach wykładowych, rozwijać się można przez podjęcie ryzyka i przełamanie własnych barier. 


Zdjęcie z trasy na Swilengrad (fot. Maciej Margielski). Nazwę miasta możecie zobaczyć na drogowskazie na zdjęciu. A tuż obok nieczynny przystanek - jeśli narzekacie na komunikację miejską we Wrocławiu, to warto przyjrzeć się takim obrazkom z tras w Bułgarii. W Polsce naprawdę nie jest źle! 

Polub na Facebooku