wtorek, 2 stycznia 2018

Jak zmieniła mnie podróż życia, dlaczego przestała być podróżą życia i jak po wszystkim pozostać sobą?





Oglądałam ostatnio film nagrany przez jedną z moich ulubionych podróżniczek, Beatę Pawlikowską. Dziennikarka mówi na tym nagraniu, że mimo wielu podróży, jakie przeżyła, podchodzi do tych wszystkich wypraw z innym nastawieniem i że dziś każda podróż może być podróżą życia. Bo to od naszego podejścia zależy to, czy dana podróż będzie podróżą życia. Nie należy rozpamiętywać przeszłości, bo to, co najlepsze, dopiero przed nami. 

Po wyprawie Ogórkiem, kiedy przejechaliśmy 6600 km, odwiedzając kilkanaście różnych państw, często zadawałam sobie pytanie: czy to możliwe, żeby jakaś kolejna podróż miała dla mnie tak ogromne znaczenie jak tamta wyprawa? I wbrew pozorom nie chodziło mi wcale o liczbę kilometrów ani też o liczbę odwiedzonych krajów. Chodziło o to, jak ogromne znaczenie miała dla mnie tamta wyprawa, czego podczas niej się dowiedziałam o sobie. A dowiedziałam się sporo. I dziś myślę, że to była podróż, która uwolniła różne emocje. Wydawało mi się, że już wiem o sobie wystarczająco dużo i teraz nastąpi czas spokoju i wewnętrznej harmonii. Ale się pomyliłam. To było tak głębokie doświadczenie, że nagle zmieniłam sposób myślenia o wielu sprawach. Ta zmiana dostrzegalna była nie tylko wewnątrz mnie, ale i na zewnątrz. Zmiana image'u, stylu itp. Okazało się, że to, co zaczęło się tlić podczas tamtej wyprawy, było tylko początkiem drogi, a proces poznawania trwał dalej. Nie spodziewałam się wtedy, że zmiana może skutkować tym, że po raz kolejny stracę coś, na czym mi zależy. Ale zmieniając priorytety, trzeba liczyć się z tym, że nie wszyscy będą w stanie zrozumieć, skąd taka nagła zmiana. 

Dlaczego o tym piszę? Bo właśnie rozpoczyna się 2018 rok. Od tamtej podróży minęło 1,5 roku, od czasu podjęcia decyzji jakieś dwa lata. Wtedy miałam poczucie, że tamta podróż wszystko zmieni, a ja jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki dowiem się, czego w sobie szukam. Dziś wiem, że taka podróż to reset i działa jak każda używka - jakiś czas - potem następuje powrót do rzeczywistości i konieczność zmierzenia się z tymi samymi lękami i demonami. Sam proces odkrywania siebie trwa dużo dłużej. Wraz z początkiem 2018 roku uświadomiłam sobie, że podróż życia jest dopiero przede mną. Po tym, jak wykończyły mnie trzecie studia i po tym, jak na jakiś czas musiałam zarzucić pisanie bloga ze względu na konsekwencje, jakie się spija, kiedy bardzo chce się udowodnić wszystkim, że "dam radę!" wiem już, że dopiero teraz mogę spojrzeć na to wszystko, co już za mną, z dystansu, a na to, co przede mną, z optymizmem. Nauczyłam się też odpuszczać i płynąć z prądem, akceptując to, co przynosi los. Staram się dawać innym ludziom wolność, bo sama wiem, jak to wiele znaczy. 

Póki co, nie zdradzam Wam, jakie mam plany podróżnicze na ten rok (jest kilka pomysłów), ale podświadomie czuję, że to właśnie będzie rok, w którym wydarzy się coś niezwykłego. Wiem to, bo wchodzę w ten rok z poczuciem swobody, wolności wyboru i pozytywnym nastawieniem, którego mi brakowało na początku 2017 roku, kiedy to czekało mnie jeszcze kilka niezamkniętych spraw. 

Dziś wracam powoli do tej wersji siebie sprzed 2,5 roku. Wiem, że nigdy nie będzie już tak samo jak wtedy (wspomnienia, przeżycia i doświadczenia to coś, czego nie da się wymazać), ale powoli uczę się ufać na nowo. Tym, którzy chcą "być" zamiast "mieć". Tym, dla których szczęście nie wymaga luksusów. Tym, dla których szczęście to po prostu czyjaś obecność. 

Jeżeli w naszym życiu wydarza się coś negatywnego, trzeba starać się zrozumieć, jak przekształcić to w coś pozytywnego 

Rob Dial


PS. Na 2018 rok życzę Wam tego, żebyście umieli przełamywać własne bariery, bo tak udaje się pokonać strach oraz tego, byście codziennie potrafili cieszyć się z małych rzeczy. I oczywiście - wielu odkrywczych, niezapomnianych podróży. Peace!


Polub na Facebooku