środa, 20 czerwca 2018

10 zasad, których nauczyło mnie życie na Ścieżce i co zmieniło się od powrotu z Suchego Lasu


Lajf is brutal end ful of zasadzkas and samtajms kopas w dupas - tak ponoć mówią, a ludzie, którzy się uśmiechają do innych, najczęściej są smutni w środku i... wiecznie szukają szczęścia. Ja szukam już tylko drogowskazów.  

Szukałam szczęścia na Przystanku Woodstock i na plaży w Albanii. Dzisiaj już nie szukam szczęścia, lecz... drogowskazów. Chociaż wciąż się gubię na rozwidleniach dróg i przypuszczam, że już nigdy nie stłumię w sobie duszy buntownika. Dlatego, że odkryłam, czym jest Wolność. Jestem outsiderem i buntowniczką. Niektórzy twierdzą, że z innej planety. Może, bo bardzo lubię patrzeć w gwiazdy.

Buntownikiem jest ten, kto nie przeciwstawia się społeczeństwu, kto rozumie całą jego grę i po prostu wychodzi z niej. Ono staje się mu obojętne. Nie jest przeciw niemu. I to jest piękno buntu: wolność. Rewolucjonista nie jest wolny, bo ciągle z czymś walczy - jak może być wolny ? Ciągle przeciwstawia się czemuś. Jak działając przeciw czemuś, może być wolny ? Wolność oznacza zrozumienie. Trzeba zrozumieć grę i widząc, że z jej powodu dusza nie może się rozwijać, że z jej powodu nie możesz być sobą, po prostu wychodzisz z niej bez szramy na duszy. Przebaczasz, zapominasz i żyjesz, nie trzymając się społeczeństwa ani w imię miłości, ani w imię nienawiści. Dla buntownika społeczeństwo po prostu zniknęło. Może żyć w świecie albo odejść od świata, ale nie należy już do niego; jest outsiderem.



- Osho -


Pierwszy raz sięgnęłam po Osho, zanim wyjechałam w podróż ogórkiem. Znajomi mówili: "nie jedź" albo "po co", a ja buntowałam się, chociaż jeszcze nie do końca wiedziałam, do czego mnie to doprowadzi. Buntowałam się również przeciwko gonitwie za materializmem i konsumpcjonizmem. Przeciwko temu, że dla niektórych ważniejszy jest kawałek blachy z ferrari niż więzi i autentyczność.

Miałam wówczas na koncie 100 złotych oszczędności - jakieś kilka miesięcy przed rozpoczęciem wyprawy. W ciągu tych kilku miesięcy musiałam odłożyć niecałe dwa tysiące na wyjazd. Udało się przejechać 6600 kilometrów i zwiedzić 16 państw. Dzisiaj nie wstydzę się tego napisać, bo już kilka razy w życiu udowodniłam sobie, że niemożliwe nie istnieje.

Od tamtego czasu wiele się wydarzyło. Są takie doświadczenia, które zmieniają nas bezpowrotnie. Są tacy ludzie, którzy pojawiają się w naszym życiu i zostawiają w nim chaos. Ale to właśnie ten chaos pozwala nam trafić na naszą Ścieżkę. Przebudzić się po to, by zacząć żyć naprawdę zamiast schematami praca - szkoła - dom - praca. Większość ludzi żyje schematami. Tym wpisem nie zmieniam świata, każdy musi dojść do tego sam. Ale na łamach tego bloga przedstawiam własny, troinny punkt widzenia.


10 zasad, których nauczyło mnie życie na Ścieżce

1. Zrobiłam dokładnie to, czego się bałam

Od tego zaczęły się moje wyprawy busami. Pojechać do państw, do których rzadko jeździ się turystycznie (patrz: Kosowo), z obcymi ludźmi i w warunkach, które dla wielu z osób żyjących w systemie byłyby nie do przejścia. Jeśli ktoś ci złamał skrzydła, to naucz się latać bez nich. Znajdź sport, którego się boisz, a który pozwala ci na odczuwanie wolności. Jest kilka takich dyscyplin - ja mogłabym tu wymienić akrobatykę czy Parkour.

2. Nauczyłam się ryzykować

O tym pisałam już wtedy, gdy opisywałam drogę do Swilengradu (zobacz też: Bułgaria. Swilengrad. A Ty ile razy zrobiłeś to, czego nie powinieneś?). By dotrzeć na szczyt, trzeba znaleźć w sobie odwagę do robienia rzeczy niemożliwych w naszej własnej percepcji. To nie wariaci docierają na Mount Everest, tylko ci, którzy umieją zaryzykować wszystko.

3. Wolność to nie samotność

To nieprawda, że wolność to samotność z wyboru. Można być wolnym, będąc w związku, ale tylko wtedy, gdy żadna ze stron nie próbuje zmieniać tej drugiej. Jeżeli ktoś próbuje Cię zmieniać, to lepiej będzie, jeśli pierwszy/pierwsza powiesz: f*ck off. Mniej boli.

Innymi słowy: akceptujesz całokształt - wszystkie wady i zalety, całą przeszłość i to, co przyniesie przyszłość, jesteś zarówno przy wzlotach, jak i przy upadkach. Jeśli tak nie jest, zostaw to za sobą i nigdy, przenigdy nie oglądaj się za siebie.

4. Nie oczekuję niczego od życia. Dziś mówię: daj się ponieść Losowi, a znajdziesz Szczęście. 

Staram się pamiętać o tej zasadzie, ale to jedna z trudniejszych rzeczy do przyswojenia. Człowiekowi bardzo trudno jest puścić kontrolę nad sytuacją. Często oczekujemy tego, by znajdować się w innym miejscu w życiu niż aktualnie jesteśmy. Moglibyśmy mieć przecież dom na Karaibach, pływać jachtem czy grać w golfa. Gonitwa za tym, co mają inni nie przynosi niczego dobrego, a jedynie rozczarowanie, że nie jest tak, jak byśmy chcieli. Wiem już, że w dążeniu do szczęścia należy porzucić oczekiwania i zacząć żyć w TU i TERAZ. Wciąż się tego uczę.

5. Wszystko jest ze sobą połączone jak Kropki Włodka Markowicza

Wierzę, że nic nie dzieje się przez przypadek. Każda sytuacja, każdy człowiek na naszej Ścieżce czegoś ma nas nauczyć. Jest albo błogosławieństwem, albo lekcją. Tym samym wszystko jest ze sobą połączone, chociaż to, co wyciągniemy z tych lekcji dla siebie i jaki obierzemy kierunek, zależy tylko i wyłącznie od nas. Kropki pozostają aktualne, mimo że Włodek Markowicz już nie jest tym samym Włodkiem Markowiczem i wielu zapewne zadaje sobie pytanie: co się stało? Tak naprawdę to jego sprawa. Obrał kierunek, który nie każdemu się podoba. W niewielkiej części, po przeczytaniu wywiadu, w którym mówi o wolności, mogę go zrozumieć. Hedonizm daje nieograniczone możliwości - robisz to, co tylko chcesz. Ale tak jak przy tworzeniu muzyki - gdy masz zbyt dużo możliwości, nie potrafisz podjąć decyzji, obrać kierunku, stylu, wyznaczyć drogi, a tym samym wciąż się błąkasz, poszukując czegoś konkretnego, w rezultacie nie znajdując niczego. Tymczasem każdy wybór, każda podjęta decyzja niesie ze sobą konsekwencje. Hedoniści często nie potrafią ich unieść.



6. Szkoła to część systemu, a perfekcjonizm prowadzi do autodestrukcji 

Jestem wielką fanką edukacji demokratycznej czy takich przedsięwzięć, jak przedszkola w lesie. Uważam, że takie inicjatywy uczą życia poza systemem, a dzieci kształcone w ten sposób mają szansę na uzyskanie świadomości, do której wielu dorosłych musiało dojść samodzielnie po jakiejś serii doświadczeń. A niektórzy nie dochodzą do tego nigdy. Natomiast tkwienie w systemie może nas okaleczać. Szkoła z ocenami prowadzi do tego, że wielu bardzo wcześnie uczy się dążenia do perfekcji i spełniania oczekiwań innych ludzi. Z doświadczenia wiem, że takie podejście może prowadzić do autodestrukcji. Strasznie ciężko z tego wyjść.

7. Staram się nie osądzać. 

Człowiek ma słabość do wydawania ocen i opinii. Dla mnie życie w systemie jest z gruntu nie do przyjęcia, ale wiem jednocześnie, że są ludzie, którzy będą powielać schemat praca - szkoła - dom -praca i twierdzić, że system edukacji w obecnym kształcie jest fantastyczny. I nie ma sensu próbować ich zmieniać. Ale jednocześnie ja nie będę się zmieniać, by żyć podług ich zasad oraz ich moralności. Po prostu: Są takie światy, które nigdy nie będą miały punktów wspólnych.

8. Nie zmieniam się dla innych, zmieniam się dla siebie

Wiem, jak bardzo się zmieniłam na swojej Ścieżce, bo nie wszyscy te zmiany byli w stanie zrozumieć i zaakceptować. Wielu pewnie w dalszym ciągu przykleja mi etykietki. Wciąż uczę się pewności siebie po to, by kiedyś po tym, jak ktoś przyklei mi kolejną, umieć się odwrócić z totalnym poczuciem zobojętnienia. Bo to moja sprawa, czy noszę spodnie z dziurami, czy jeżdżę na Woodstock i czy wolę podróże busem niż wczasy all inclusive. Tylko ja tak naprawdę wiem, co kryje się za napisem "Bad choices make good stories". Trochę więcej wie paru moich przyjaciół, którzy nigdy się nie odwrócili. To moja Ścieżka i nikomu nic do tego. Ja mogę się jedynie buntować i manifestować to, kim jestem tu i teraz.

8. Z każdego kryzysu da się wyjść, bo życie to sinusoida.

To szczególnie trudne, bo często mówimy, że nieszczęścia chodzą parami, a nieraz w naszą osobistą
planetę leciały debety i fakturokomety.

Po tym, jak wróciłam z Suchego Lasu, a wiele zawdzięczam ludziom, których od tamtego czasu spotkałam na swojej Ścieżce, nauczyłam się dwóch ważnych rzeczy: Nie ma błędów ani problemów, są tylko sytuacje i wyzwania. A przecież z każdej trudnej sytuacji da się znaleźć wyjście.

Jeden z moich muzycznych idoli, L.U.C. też śpiewał o pożarze w burdelu jego życia, by potem nagrać płytę z kawałkiem o "Dobrej Fali" i życiu w TU I TERAZ.






9. Wierzę w życie poza systemem. 

Dlatego jestem buntowniczką i outsiderką. By móc tworzyć lepszy świat, najpierw trzeba stać się lepszą, bardziej świadomą wersją samego siebie. Opuszczenie ram, w których funkcjonujemy jako społeczeństwo, jest nie lada wyzwaniem. Dla mnie szczególnie ważne jest to, by - jak pisze Osho - żyć według własnych zasad. Dlatego dzisiaj piszę w pierwszej, a nie drugiej osobie. Bo to moja Ścieżka, każdy własną musi odkryć sam. I każdy sam tworzy własne zasady. Nie zmieniamy się dla kogoś ani dlatego, by zostać zaakceptowanym przez środowisko. Zmieniamy się dla siebie. Dlatego szukam drogowskazów, a nie szczęścia. Szczęście każdy musi znaleźć w sobie sam.

10. Natura leczy.

Wielu wciąż z przymrużeniem oka patrzy na idee typu kąpiele leśne, dendroterapię czy aromaterapię. Chociaż nikt nie podważa przecież tego, że marchewka ma witaminę A, która dobrze działa na nasz wzrok. Tymczasem odkąd mam psa, mogę Was zapewnić, że codzienny spacer po parku, przebywanie wśród drzew, naprawdę wpływa na odzyskiwanie harmonii po stresującym dniu. A spokój i harmonia wewnętrzna nie ma ceny.

Puenta: Nie ma rzeczy niemożliwych. Ograniczenia i zniewolenie istnieją tylko w naszym umyśle, a prawdziwa miłość i pasja nie umiera nigdy. Wybieram autentyczność.





Jeżeli się nie mylę, to wszystko zrozumiałam, gdy odnalazłam swoje Lustro.

Peace, Love, Music.



Niektórzy twierdzą, że przekazywanie wiedzy i filozofia to moje mocne strony. Czasem nawet przychodzi mi na myśl, że mogłabym zostać coachem, bo skoro udaje mi się rozwijać świadomość w sobie, to czemu nie podzielić się tym z innymi? Jeżeli spodobał Ci się ten wpis, zostaw komentarz. Na pewno odpiszę. 


czwartek, 5 kwietnia 2018

Suchy Las pod Poznaniem. Przyjaźń, szczęście i miłość spadają jak meteoryty


Niespodziewanie. I nie zawsze jesteśmy na nie gotowi. Odkąd pamiętam, byłam życiową hazardzistką, chociaż nigdy nie grałam w jednorękich bandytów ani nie wierzyłam w wygraną w Totolotka. Zanim dokończę opisywanie ostatniego eurotripa, zapraszam Was do wspólnej wyprawy w głąb Suchego Lasu. 

Suchy Las to  niewielka (116,65 km kw. powierzchni) gmina koło Poznania, gdzie na poligonie Jerzy Hoffman kręcił swój film "Ogniem i mieczem" i gdzie 5 tysięcy lat temu spadł deszcz meteorytów. Od 1976 w Suchym Lesie znajduje się rezerwat przyrody "Meteoryt Morasko". Swoją drogą: wiecie, że Poznań jest jedynym takim miastem na świecie, które posiada na swoim terenie kratery pometeorytowe? Mimo tych wszystkich ciekawych akcentów pewnie nigdy bym nie pomyślała, żeby wybrać się tam na wycieczkę, ale... los kieruje nas zawsze tam, gdzie czeka nas coś pięknego. Nawet jeśli drogi bywają kręte i zawiłe.

I właśnie jak deszcz meteorytów, zupełnie niespodziewanie, spadła na mnie możliwość spełnienia jednego ze swoich marzeń, a więc przygarnięcia psa. To było też jedno z moich marzeń na checkliście na rok 2018.

Kiedy zaczynałam pisać bloga Podróże bez planu na łamach jednego z wrocławskich portali wyznałam, że marzę - zafascynowana od dzieciństwa książką "Lassie, wróć!" - o owczarku collie. Psa chciałam mieć od zawsze. Ale - jak to czasem bywa - opór stawiali rodzice, bo "pies to nie zabawka, to odpowiedzialność". To wszystko oczywiście prawda, ale pies to także najwierniejszy przyjaciel człowieka.

Ja i tak mam to szczęście, że wśród swoich przyjaciół mam i takich, którzy nigdy mnie nie zawiedli, których znam od czasów gimnazjum czy liceum i wciąż - na dobre i na złe - trzymamy się razem. Ale wiem też, że nic nie jest nam dane na zawsze, a zdarzają się sytuacje, kiedy rozczarowanie jest większe niż nadzieja na happy end. A pies to taka szczególna istota, która bez względu na okoliczności czy zmiany w naszym charakterze - zostaje z nami na zawsze. Dlatego, że psy - w odróżnieniu od kotów - niesamowicie przywiązują się do swojego właściciela, a więź między człowiekiem i psem może pozwolić na uwalnianie się większej ilości oksytocyny, czyli hormonu szczęścia. 

Chaki, którego widzicie na zdjęciu, to pies myśliwski rasy ogar polski. Od niedawna: mój pies. Łagodny pieszczoch, choć niektórzy twierdzą, że jest ogromny i wygląda groźnie. Tymczasem łągodny przestaje być tylko w stosunku do terierów rosyjskich. To właśnie dla Chakiego pojechałam do Suchego Lasu. Tak jak dla prawdziwej przjaźni czy miłości pojechałabym na drugi koniec świata.

Niektórzy z Was pomyślą pewnie: "to idealistyczne", ale ten blog powstał kiedyś z potrzeby serca, a tylko osoby kierujące się rozsądkiem, a nie sercem, potrafią stąpać twardo po ziemi. Peace!

A Wy wierzycie w to, że szczęście spada jak meteoryty? Dzielcie się swoimi opiniami w komentarzach. 



 

wtorek, 2 stycznia 2018

Jak zmieniła mnie podróż życia, dlaczego przestała być podróżą życia i jak po wszystkim pozostać sobą?





Oglądałam ostatnio film nagrany przez jedną z moich ulubionych podróżniczek, Beatę Pawlikowską. Dziennikarka mówi na tym nagraniu, że mimo wielu podróży, jakie przeżyła, podchodzi do tych wszystkich wypraw z innym nastawieniem i że dziś każda podróż może być podróżą życia. Bo to od naszego podejścia zależy to, czy dana podróż będzie podróżą życia. Nie należy rozpamiętywać przeszłości, bo to, co najlepsze, dopiero przed nami. 

Po wyprawie Ogórkiem, kiedy przejechaliśmy 6600 km, odwiedzając kilkanaście różnych państw, często zadawałam sobie pytanie: czy to możliwe, żeby jakaś kolejna podróż miała dla mnie tak ogromne znaczenie jak tamta wyprawa? I wbrew pozorom nie chodziło mi wcale o liczbę kilometrów ani też o liczbę odwiedzonych krajów. Chodziło o to, jak ogromne znaczenie miała dla mnie tamta wyprawa, czego podczas niej się dowiedziałam o sobie. A dowiedziałam się sporo. I dziś myślę, że to była podróż, która uwolniła różne emocje. Wydawało mi się, że już wiem o sobie wystarczająco dużo i teraz nastąpi czas spokoju i wewnętrznej harmonii. Ale się pomyliłam. To było tak głębokie doświadczenie, że nagle zmieniłam sposób myślenia o wielu sprawach. Ta zmiana dostrzegalna była nie tylko wewnątrz mnie, ale i na zewnątrz. Zmiana image'u, stylu itp. Okazało się, że to, co zaczęło się tlić podczas tamtej wyprawy, było tylko początkiem drogi, a proces poznawania trwał dalej. Nie spodziewałam się wtedy, że zmiana może skutkować tym, że po raz kolejny stracę coś, na czym mi zależy. Ale zmieniając priorytety, trzeba liczyć się z tym, że nie wszyscy będą w stanie zrozumieć, skąd taka nagła zmiana. 

Dlaczego o tym piszę? Bo właśnie rozpoczyna się 2018 rok. Od tamtej podróży minęło 1,5 roku, od czasu podjęcia decyzji jakieś dwa lata. Wtedy miałam poczucie, że tamta podróż wszystko zmieni, a ja jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki dowiem się, czego w sobie szukam. Dziś wiem, że taka podróż to reset i działa jak każda używka - jakiś czas - potem następuje powrót do rzeczywistości i konieczność zmierzenia się z tymi samymi lękami i demonami. Sam proces odkrywania siebie trwa dużo dłużej. Wraz z początkiem 2018 roku uświadomiłam sobie, że podróż życia jest dopiero przede mną. Po tym, jak wykończyły mnie trzecie studia i po tym, jak na jakiś czas musiałam zarzucić pisanie bloga ze względu na konsekwencje, jakie się spija, kiedy bardzo chce się udowodnić wszystkim, że "dam radę!" wiem już, że dopiero teraz mogę spojrzeć na to wszystko, co już za mną, z dystansu, a na to, co przede mną, z optymizmem. Nauczyłam się też odpuszczać i płynąć z prądem, akceptując to, co przynosi los. Staram się dawać innym ludziom wolność, bo sama wiem, jak to wiele znaczy. 

Póki co, nie zdradzam Wam, jakie mam plany podróżnicze na ten rok (jest kilka pomysłów), ale podświadomie czuję, że to właśnie będzie rok, w którym wydarzy się coś niezwykłego. Wiem to, bo wchodzę w ten rok z poczuciem swobody, wolności wyboru i pozytywnym nastawieniem, którego mi brakowało na początku 2017 roku, kiedy to czekało mnie jeszcze kilka niezamkniętych spraw. 

Dziś wracam powoli do tej wersji siebie sprzed 2,5 roku. Wiem, że nigdy nie będzie już tak samo jak wtedy (wspomnienia, przeżycia i doświadczenia to coś, czego nie da się wymazać), ale powoli uczę się ufać na nowo. Tym, którzy chcą "być" zamiast "mieć". Tym, dla których szczęście nie wymaga luksusów. Tym, dla których szczęście to po prostu czyjaś obecność. 

Jeżeli w naszym życiu wydarza się coś negatywnego, trzeba starać się zrozumieć, jak przekształcić to w coś pozytywnego 

Rob Dial


PS. Na 2018 rok życzę Wam tego, żebyście umieli przełamywać własne bariery, bo tak udaje się pokonać strach oraz tego, byście codziennie potrafili cieszyć się z małych rzeczy. I oczywiście - wielu odkrywczych, niezapomnianych podróży. Peace!


Polub na Facebooku