wtorek, 29 grudnia 2015

Rok 2016 już za moment. I niech moc będzie z Wami!

fot. kadr z filmu "Gwiezdne Wojny: Przebudzenie mocy", mat. prasowe
Siedzę tak i patrzę w migający kursor. Miga i miga, a ja wciąż nie wiem, co mam dla Was napisać. Może dlatego, że po raz pierwszy coś, co pojawia się na tym blogu jest napisane świadomie i bez emocji. Emocji, które wcześniej albo próbowałam stłumić, albo za wszelką cenę chciałam je wyrzucić. W gruncie rzeczy każdy poprzedni wpis - chociaż w pełni szczery - był narracją nieco pogubionej w jakimś labiryncie dziewczyny.

I z jednej strony mogłabym tutaj pisać o silnych kobietach, o Marice, o walce ze smokami albo o tym, jak dobrze znam znaczenie kawałka "Mamma Mia" Eleny. Mogłabym też pisać o tym, że ludzie popełniają błędy wcale nie z powodu strachu i wątpliwości, lecz z braku podjętego ryzyka tudzież działania. Wystarczy mi jednak fakt, że się do nich nie zaliczam. Pomyślisz pewnie, że uważam się za nieomylną - skąd! Też popełniam błędy, ale przynajmniej walczę do końca, kiedy jest jeszcze szansa, by je naprawić. Niektórzy nie walczą wcale. Niektórzy po prostu tchórzą.

Byliście już na "Gwiezdnych wojnach"? Widzieliście "Przebudzenie mocy"? Jeżeli nie, polecam obejrzeć. I chociaż można mieć wiele zastrzeżeń do ostatniej części, to jedno jest pewne: niektóre drzwi trzeba zamknąć, by móc potem otworzyć nowe. Tego dowiecie się z filmu, a jeśli nie z filmu, to także z życia.

I kiedy mam podsumować ten rok, tak zupełnie dla siebie, to w gruncie rzeczy muszę przyznać, że jestem wdzięczna za wszystko, co mnie w nim spotkało. Nawet za te gorsze chwile (zwłaszcza w połowie roku), bo bez nich nie byłabym w tym miejscu, w którym jestem teraz. I nie pisałabym teraz do Was. Bez nich nie byłoby tego bloga. Bez nich nie zachęcałabym Was do tego, by wierzyć w "carpe diem". Nie namawiałabym do tego, by doceniać każdą chwilę, bo nigdy nie wiadomo, jak długo będzie trwać. Może jeden dzień, może trzy miesiące, a może siedem lat?

W gruncie rzeczy czas nie ma znaczenia. Liczy się kaliber chwili i moc wypowiedzianych lub napisanych słów (bardzo podoba mi się zdanie Marii Peszek - zdanie, które odniosła do swojej najnowszej płyty, ale równie dobrze można je przełożyć na otaczającą rzeczywistość: "słowa mogą więcej niż naboje"). Wreszcie liczy się też prawdziwość przeżywania "teraz". Jeżeli nie grasz, nie udajesz, pozostajesz sobą, to nawet czując smak porażki, masz szansę wyjść z tej walki obronną ręką. Owszem, nie jest łatwo stawić czoła przeciwnościom albo jeszcze gorzej kłamstwom - ale przynajmniej wiem, że we wszystkim, co zrobiłam, co robię i co mogłam zrobić, dałam z siebie szczere 200 procent. A teraz po prostu idę dalej. Czekam  na nowy wschód słońca, najlepiej gdzieś w lecie na plaży w Meksyku. Łapię pozytyw, chwytam szczęście chwili i wiem, że "ważne są dni, których jeszcze nie znamy". Pamiętajcie o tym w roku 2016. I mimo wszystko bądźcie po prostu sobą! Taki banał, a tak często zdarza się o tym zapominać...




Jak rozpoznać ludzi, których już nie znamy, jak pozbierać myśli z tych nieposkładanych?
Odpowiedź jest jedna: Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy

środa, 23 grudnia 2015

Z okazji świąt życzę...

fot. freeimages.com
Wigilia to jeden z najbardziej magicznych dni w roku. Podobno nawet zwierzęta mówią wtedy ludzkim głosem. Z okazji zbliżających się świąt Bożego Narodzenia mam dla Czytelników bloga Podróże bez planu życzenia. Staram się nie wrzucać na bloga banałów, a więc i życzenia będą niecodzienne. Za to jak najbardziej szczere. 

Życzę Wam...

ZDROWIA. Bo bez tego trudno jest realizować marzenia

DOBRYCH LUDZI WOKÓŁ. Takich, którzy będą przy Was, kiedy będzie Wam smutno i źle i takich, którzy podwoją Wasz optymizm, kiedy serce będzie skakać z radości.

PRZYJACIÓŁ, którzy pościelą Wam łóżko po trudnym dniu, włączą dobrą komedię, rozśmieszą i będą z Wami przenosić góry. Ludzi, którzy akceptują Wasze słabości

MIŁOŚCI. Tej prawdziwej. Nie tej na piśmie, nie tej ze zdjęć, nie tej, po której zostają tylko puste słowa. Tej bezwarunkowej, popartej czynami

WIARY W SIEBIE. Przyda się, gdy trzeba będzie udowodnić, że niemożliwe w rzeczywistości jest możliwe

ODWAGI. Byś nigdy nie zwątpił(a), że to, co robisz, ma sens. 

PASJI. Bo tylko dzięki niej odnajdziesz samego siebie.

A na koniec życzę Wam jeszcze jednego - by każdy nowy dzień 2016 roku przynosił Wam zen zamiast sinusoidy. A jeśli nawet znajdziecie na drodze nieprzewidziane przeszkody, nie poddawajcie się. Walczcie, dopóki jest o co walczyć. A potem z pokorą przyjmujcie to, co przynosi los. Zamykajcie rozdziały po to, by móc otworzyć nowe. I pamiętajcie, że po każdej burzy przychodzi tęcza. Świat jest piękny, trzeba tylko to zauważyć i uwierzyć :) I to nie jest żaden motywacyjny przekaz. To prawda, której doświadczyłam na sobie. Przed sobą mam ogromną paletę barw i możliwości. Dzisiaj to dostrzegam. To, co z pozoru wydaje się "końcem wszystkiego", w gruncie rzeczy otwiera przed Wami ocean nowych możliwości. Nie bójcie się zamoczyć w nim stóp :)






Pięknych Świąt! Przesyłam moc uśmiechów i ściskam.

Arwena






piątek, 11 grudnia 2015

WrocLove. To tu jest najpiękniejszy jarmark bożonarodzeniowy

fot. freeimages.com
Był taki czas, kiedy włóczyłam się ulicami Wrocławia i wszystko wyglądało inaczej, bo piękniej. Kwiaty na placu Solnym, Ratuszowy zegar. Taka zwykła, szara codzienność zaczęła nabierać kolorów. Pewnie też przechodzisz codziennie koło tych samych miejsc, ale nie zwracasz na nie uwagi. Bo w gruncie rzeczy to po prostu codzienna droga na uczelnię czy do pracy. Problem polega na tym, że to nie jest nic zwykłego. Tyle tylko że Ty nie dostrzegasz tego, co niezwykłe.


BO TO, CO MASZ, DOCENIASZ DOPIERO WTEDY, GDY TO TRACISZ. ALBO... GDY ISTNIEJE RYZYKO, ŻE TO STRACISZ...


Pewnie wyda Wam się to śmieszne, ale nigdy wcześniej nie cieszył mnie fakt, że sprzątam we własnym mieszkaniu. Teraz cieszą mnie drobne rzeczy. Niestety dostrzegłam je dopiero w dniu, kiedy zaczęłam zdawać sobie sprawę, że nie ma nic pewnego i że nie da się niczego zaplanować. Po prostu się nie da. I kiedy w lipcu zakładałam bloga Podróże bez planu miałam wrażenie, że to wiem. W końcu chodziło o podróże bez planu. Wiecie - Przystanek Woodstock, wypad do Berlina, regularne wyjazdy do stolicy itd. Ale była to tylko iluzja. Ludzie mają tendencję do wmawiania sobie, że panują nad wszystkim, nawet gdy sytuacja wymyka im się spod kontroli. Po prostu przenoszą punkt zaczepienia zamiast ten punkt zaczepienia odkryć w sobie.

Jakiś czas temu czytałam o słynnym jarmarku w Dreźnie. Chciałam pojechać do Drezna, zobaczyć ten tradycyjny Weihnachtsmarkt. Chętnie napiszę Wam o nim kiedyś na blogu. Ale nie dzisiaj, nie w tym roku. Bo nie to jest moim priorytetem. Dzisiaj przechadzam się pośród stoisk wrocławskiego jarmarku bożonarodzeniowego i cieszę się, że zamiast krakowskich obwarzanków i Lajkonika  mam oscypki, konfitury z malin i widok na pomnik Aleksandra Fredry.

Doceniajcie każdą chwile, łapcie zen zamiast czekać, aż sinusoida pójdzie w górę. Tego Wam życzę na święta i cały kolejny rok. Carpe diem.



Wiem, co ogranicza mnie. Nikt inny, tylko ja. [...] Wszystko to, co przegapione, odnajdę w sobie

Girls in Motion 



Polub na Facebooku