wtorek, 29 grudnia 2015

Rok 2016 już za moment. I niech moc będzie z Wami!

fot. kadr z filmu "Gwiezdne Wojny: Przebudzenie mocy", mat. prasowe
Siedzę tak i patrzę w migający kursor. Miga i miga, a ja wciąż nie wiem, co mam dla Was napisać. Może dlatego, że po raz pierwszy coś, co pojawia się na tym blogu jest napisane świadomie i bez emocji. Emocji, które wcześniej albo próbowałam stłumić, albo za wszelką cenę chciałam je wyrzucić. W gruncie rzeczy każdy poprzedni wpis - chociaż w pełni szczery - był narracją nieco pogubionej w jakimś labiryncie dziewczyny.

I z jednej strony mogłabym tutaj pisać o silnych kobietach, o Marice, o walce ze smokami albo o tym, jak dobrze znam znaczenie kawałka "Mamma Mia" Eleny. Mogłabym też pisać o tym, że ludzie popełniają błędy wcale nie z powodu strachu i wątpliwości, lecz z braku podjętego ryzyka tudzież działania. Wystarczy mi jednak fakt, że się do nich nie zaliczam. Pomyślisz pewnie, że uważam się za nieomylną - skąd! Też popełniam błędy, ale przynajmniej walczę do końca, kiedy jest jeszcze szansa, by je naprawić. Niektórzy nie walczą wcale. Niektórzy po prostu tchórzą.

Byliście już na "Gwiezdnych wojnach"? Widzieliście "Przebudzenie mocy"? Jeżeli nie, polecam obejrzeć. I chociaż można mieć wiele zastrzeżeń do ostatniej części, to jedno jest pewne: niektóre drzwi trzeba zamknąć, by móc potem otworzyć nowe. Tego dowiecie się z filmu, a jeśli nie z filmu, to także z życia.

I kiedy mam podsumować ten rok, tak zupełnie dla siebie, to w gruncie rzeczy muszę przyznać, że jestem wdzięczna za wszystko, co mnie w nim spotkało. Nawet za te gorsze chwile (zwłaszcza w połowie roku), bo bez nich nie byłabym w tym miejscu, w którym jestem teraz. I nie pisałabym teraz do Was. Bez nich nie byłoby tego bloga. Bez nich nie zachęcałabym Was do tego, by wierzyć w "carpe diem". Nie namawiałabym do tego, by doceniać każdą chwilę, bo nigdy nie wiadomo, jak długo będzie trwać. Może jeden dzień, może trzy miesiące, a może siedem lat?

W gruncie rzeczy czas nie ma znaczenia. Liczy się kaliber chwili i moc wypowiedzianych lub napisanych słów (bardzo podoba mi się zdanie Marii Peszek - zdanie, które odniosła do swojej najnowszej płyty, ale równie dobrze można je przełożyć na otaczającą rzeczywistość: "słowa mogą więcej niż naboje"). Wreszcie liczy się też prawdziwość przeżywania "teraz". Jeżeli nie grasz, nie udajesz, pozostajesz sobą, to nawet czując smak porażki, masz szansę wyjść z tej walki obronną ręką. Owszem, nie jest łatwo stawić czoła przeciwnościom albo jeszcze gorzej kłamstwom - ale przynajmniej wiem, że we wszystkim, co zrobiłam, co robię i co mogłam zrobić, dałam z siebie szczere 200 procent. A teraz po prostu idę dalej. Czekam  na nowy wschód słońca, najlepiej gdzieś w lecie na plaży w Meksyku. Łapię pozytyw, chwytam szczęście chwili i wiem, że "ważne są dni, których jeszcze nie znamy". Pamiętajcie o tym w roku 2016. I mimo wszystko bądźcie po prostu sobą! Taki banał, a tak często zdarza się o tym zapominać...




Jak rozpoznać ludzi, których już nie znamy, jak pozbierać myśli z tych nieposkładanych?
Odpowiedź jest jedna: Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy

środa, 23 grudnia 2015

Z okazji świąt życzę...

fot. freeimages.com
Wigilia to jeden z najbardziej magicznych dni w roku. Podobno nawet zwierzęta mówią wtedy ludzkim głosem. Z okazji zbliżających się świąt Bożego Narodzenia mam dla Czytelników bloga Podróże bez planu życzenia. Staram się nie wrzucać na bloga banałów, a więc i życzenia będą niecodzienne. Za to jak najbardziej szczere. 

Życzę Wam...

ZDROWIA. Bo bez tego trudno jest realizować marzenia

DOBRYCH LUDZI WOKÓŁ. Takich, którzy będą przy Was, kiedy będzie Wam smutno i źle i takich, którzy podwoją Wasz optymizm, kiedy serce będzie skakać z radości.

PRZYJACIÓŁ, którzy pościelą Wam łóżko po trudnym dniu, włączą dobrą komedię, rozśmieszą i będą z Wami przenosić góry. Ludzi, którzy akceptują Wasze słabości

MIŁOŚCI. Tej prawdziwej. Nie tej na piśmie, nie tej ze zdjęć, nie tej, po której zostają tylko puste słowa. Tej bezwarunkowej, popartej czynami

WIARY W SIEBIE. Przyda się, gdy trzeba będzie udowodnić, że niemożliwe w rzeczywistości jest możliwe

ODWAGI. Byś nigdy nie zwątpił(a), że to, co robisz, ma sens. 

PASJI. Bo tylko dzięki niej odnajdziesz samego siebie.

A na koniec życzę Wam jeszcze jednego - by każdy nowy dzień 2016 roku przynosił Wam zen zamiast sinusoidy. A jeśli nawet znajdziecie na drodze nieprzewidziane przeszkody, nie poddawajcie się. Walczcie, dopóki jest o co walczyć. A potem z pokorą przyjmujcie to, co przynosi los. Zamykajcie rozdziały po to, by móc otworzyć nowe. I pamiętajcie, że po każdej burzy przychodzi tęcza. Świat jest piękny, trzeba tylko to zauważyć i uwierzyć :) I to nie jest żaden motywacyjny przekaz. To prawda, której doświadczyłam na sobie. Przed sobą mam ogromną paletę barw i możliwości. Dzisiaj to dostrzegam. To, co z pozoru wydaje się "końcem wszystkiego", w gruncie rzeczy otwiera przed Wami ocean nowych możliwości. Nie bójcie się zamoczyć w nim stóp :)






Pięknych Świąt! Przesyłam moc uśmiechów i ściskam.

Arwena






piątek, 11 grudnia 2015

WrocLove. To tu jest najpiękniejszy jarmark bożonarodzeniowy

fot. freeimages.com
Był taki czas, kiedy włóczyłam się ulicami Wrocławia i wszystko wyglądało inaczej, bo piękniej. Kwiaty na placu Solnym, Ratuszowy zegar. Taka zwykła, szara codzienność zaczęła nabierać kolorów. Pewnie też przechodzisz codziennie koło tych samych miejsc, ale nie zwracasz na nie uwagi. Bo w gruncie rzeczy to po prostu codzienna droga na uczelnię czy do pracy. Problem polega na tym, że to nie jest nic zwykłego. Tyle tylko że Ty nie dostrzegasz tego, co niezwykłe.


BO TO, CO MASZ, DOCENIASZ DOPIERO WTEDY, GDY TO TRACISZ. ALBO... GDY ISTNIEJE RYZYKO, ŻE TO STRACISZ...


Pewnie wyda Wam się to śmieszne, ale nigdy wcześniej nie cieszył mnie fakt, że sprzątam we własnym mieszkaniu. Teraz cieszą mnie drobne rzeczy. Niestety dostrzegłam je dopiero w dniu, kiedy zaczęłam zdawać sobie sprawę, że nie ma nic pewnego i że nie da się niczego zaplanować. Po prostu się nie da. I kiedy w lipcu zakładałam bloga Podróże bez planu miałam wrażenie, że to wiem. W końcu chodziło o podróże bez planu. Wiecie - Przystanek Woodstock, wypad do Berlina, regularne wyjazdy do stolicy itd. Ale była to tylko iluzja. Ludzie mają tendencję do wmawiania sobie, że panują nad wszystkim, nawet gdy sytuacja wymyka im się spod kontroli. Po prostu przenoszą punkt zaczepienia zamiast ten punkt zaczepienia odkryć w sobie.

Jakiś czas temu czytałam o słynnym jarmarku w Dreźnie. Chciałam pojechać do Drezna, zobaczyć ten tradycyjny Weihnachtsmarkt. Chętnie napiszę Wam o nim kiedyś na blogu. Ale nie dzisiaj, nie w tym roku. Bo nie to jest moim priorytetem. Dzisiaj przechadzam się pośród stoisk wrocławskiego jarmarku bożonarodzeniowego i cieszę się, że zamiast krakowskich obwarzanków i Lajkonika  mam oscypki, konfitury z malin i widok na pomnik Aleksandra Fredry.

Doceniajcie każdą chwile, łapcie zen zamiast czekać, aż sinusoida pójdzie w górę. Tego Wam życzę na święta i cały kolejny rok. Carpe diem.



Wiem, co ogranicza mnie. Nikt inny, tylko ja. [...] Wszystko to, co przegapione, odnajdę w sobie

Girls in Motion 



środa, 25 listopada 2015

Tego nie wiecie o mężczyznach, czyli 8 cech nieidealnej księżniczki



Prawdopodobnie nie napisałabym tego tekstu, gdyby nie jedna anonimowa wiadomość, która wytrąciła mnie trochę z równowagi. Nie lubię anonimów. Wolę hejting, bo na hejting się już uodporniłam. Często jedno łączy się z drugim, ale to jeszcze inna para kaloszy. Tymczasem nie o mowie nienawiści będzie w tym poście, a o nieidealnych kobietach. Panowie, możecie się wypowiedzieć w komentarzach. Byle bez plucia jadem.

Ostatni post (zobacz też: Tego nie wiecie o kobietach, czyli 8 cech nieidealnego faceta) cieszył się ogromnym powodzeniem. Mało tego, dostałam od Was sporo pozytywnego odzewu, to bardzo motywuje do dalszego pisania. Nawet jeśli nie zawsze są to teksty na tematy podróżnicze. Kończy się rok, ja chcę go spuentować pozytywnym akcentem i chyba każdemu przyda się na ten czas duża dawka motywacji i próby zrozumienia. Bo większość błędów w relacjach interpersonalnych polega właśnie na braku chęci do komunikowania się (i nie chodzi wcale o czatowanie na Facebooku) lub też braku woli zrozumienia drugiej osoby (w celu pogłębienia tematu polecam książkę "Relacje interpersonalne. Proces porozumiewania się" - ogromne tomiszcze, dobrze znane studentom socjologii i psychologii). A teraz do meritum. Będzie o księżniczkach i dziewczynkach z zapałkami.

Oto 8 cech nieidealnych kobiet:

1. Lubimy dużo dawać od siebie

Dla nas jest to normalne. Mało tego, nie oczekujemy prawie niczego w zamian. No, może poza dobrym słowem, szacunkiem, komplementami, okazywaniem troski, czułości, byciem tu i teraz, Waszym uśmiechem i błyskiem w oczach. I czasem my, kobiety, chcemy Was uszczęśliwiać po to, żeby ten błysk widzieć jeszcze częściej. Dlatego przygotowujemy Wasze ulubione potrawy, kupujemy niezdrowe parówki i majonez, a potem na siłę wciskamy Wam truskawki albo winogrona, bo przecież tę niezdrową dietę trzeba czymś zbilansować. Gdyby zaszła konieczność, nauczyłybyśmy się 50 tys. znaków z alfabetu kanji, opanowałybyśmy cztery języki obce na poziomie B2 w ciągu zaledwie sześciu miesięcy, kupiłybyśmy Wam prezent-niespodziankę, jeśli akurat macie stresujący okres w pracy, stanęłybyśmy na rzęsach, zrobiły szpagat i wykonały niesamowite figury prosto od Anastasii Sokolovej. Gdyby to było możliwe, to może nawet przeniosłybyśmy Mount Everest do środkowej Afryki po to, żeby wspomóc tamtejszą gospodarkę.

Problem z dawaniem polega na tym, że czasem rozpędzamy się w tym jak Niki Lauda i to "dawanie" zaczyna przypominać nadopiekuńczość matki zamiast troskliwość partnerki. Naklejcie sobie na czole znak stopu, kiedy za bardzo zaczniemy emanować szlachetnością. Nie robimy Wam tego na złość, po prostu chcemy rozdawać szczęście. Czasem nawet za darmo. Albo po prostu powiedzcie nam wprost o tym, że właśnie zabrnęłyśmy za daleko.


2. Mamy swój własny język

Często mężczyźni zarzucają kobietom, że nie zwracamy się bezpośrednio, nie operujemy konkretami. Ale wystarczy, że wrócisz do punktu pierwszego i przekonasz się, że też pewnie nie zawsze masz odwagę powiedzieć wprost, co myślisz. Owszem, my kobiety mamy swój własny język, w którym "idź" znaczy "zostań", "wszystko w porządku" znaczy "nie jest dobrze", a "dam radę" to "właśnie walczę z własnymi demonami". Czasem też wolimy używać metafor, bo są wyraziste w przekazie, choć nie zawsze zrozumiałe. Podobnie jak ironia czy sarkazm. Tylko inteligentni ludzie rozumieją te środki przekazu.

3. Angażujemy się

To kolejny ogromny problem. Kobieta nieidealna zapewne ma już kilka rys, więc na początku boi się zaangażowania. Ale wy często tego właśnie oczekujecie. Mija trochę czasu i otwieramy nowy rozdział - ma być kolorowy i piękny jak w bajkach Walta Disneya. Nawet jeśli już dawno wyrosłyśmy już z marzeń o księciu na białym koniu. Tworzymy więc disneyowski świat, chwilami nawet czujemy się księżniczkami, bo przecież nas rozpieszczacie. I kiedy tęcza nad disneyowskim zamkiem się domyka, to wy nagle stwierdzacie, że wolicie jednak pooglądać horror. Po ciemku i w samotności. Wtedy Disney zapada w śpiączkę, a my same stajemy się bohaterkami jakiegoś innego horroru, bo mamy wtedy w głowie piekło.



4. Nie działamy z sensem

Trudno, żeby kobieta, która ma w głowie piekło, działała z sensem. To raczej stan, w którym rządzi brak logiki. Robimy milion irracjonalnych rzeczy, z których przynajmniej jednej (w najlepszym wypadku) będziemy gorzko żałować. Po jakimś czasie to piekło w głowie staje się czyśćcem i... znowu się angażujemy. Tyle że z nadzieją, że kolejny raz nie popełnimy tych samych błędów.

5. Jesteśmy naiwne... (i dobrze!)

... zdarza się, że predylekcja do popełniania błędów okazuje się chyba wrodzona. Ktoś kiedyś powiedział taki banał, że "nie wszyscy mężczyźni to dranie i nie wszystkie kobiety to szmaty". Wierzymy, że tak jest, że pośród przedstawicieli płci brzydkiej są ludzie naprawdę piękni. I tym pięknym warto zaufać.

6. Cenimy niezależność

Nie lubicie, kiedy Was kontrolujemy. Jeden z blogerów napisał kiedyś, że nie chce być z kimś całkowitym kosztem. Może się zdziwicie, ale my też nie. Mamy XXI wiek. Wiele spośród nas łączy życie prywatne z pracą w wymarzonym zawodzie. I nie chcemy z tego rezygnować. Wam też potrafimy dać przestrzeń niezależności. A jeśli czasem próbujemy Was zamknąć w klatce, to tylko dlatego, że - jak w pięknej piosence od Myslovitz - "kochamy na Was patrzeć".




7. Jesteśmy rycerzami

XX wiek wymusił na kobietach, by były silne. Gdyby spojrzeć na kontekst historyczny, to można by przypuszczać, że tę siłę wymusiły na nas pierwsza i druga wojna światowa. Na arenę wkroczyły również ruchy feministyczne. I dziś nawet te kobiety, które feministkami nie są (ja na przykład za feministkę się nie uważam) chcą czuć się spełnione (także zawodowo), silne i niezależne. Efekt jest taki, że przyjmujemy rolę rycerzy, chociaż pod twardą zbroją znajduje się dusza o kruchości wafla teatralnego (jeśli nie wiecie, jak bardzo kruchy jest wafel teatralny, zajrzyjcie tutaj). I walczymy. O pracę, marzenia i wiele innych rzeczy. Aż walka staje się tak wyczerpująca, że nie ma już ani rycerza, ani księżniczki. Jest za to dziewczynka z zapałkami i właśnie skończyły się zapałki. "Winter is coming", a dziewczynka bez zapałek nie ma się czym ogrzać. Teraz musi znowu uwierzyć, że może być księżniczką.

Kiedyś Marika podczas jednego z nagrań powiedziała, że niefeministyczne kobiety dobrze odnajdują się w świecie mężczyzn, ale są samotne ze swoją siłą. Podpiszę się pod tym zdaniem obiema rękami.Bo kobiety powinny odnajdywać siłę w sobie, nie zaś w czynnikach zewnętrznych.



8. Nie wyglądamy jak Sasha Grey, ale czujemy się dobrze w swojej skórze

Może dlatego tym nieidealnym księżniczkom nikt pomników nie będzie stawiał. Bo połączenie idealnie płaskiego brzucha i idealnie dużego biustu istnieje tylko w filmach porno.


środa, 18 listopada 2015

Tego nie wiecie o kobietach, czyli 8 cech nieidealnego faceta


fot. freeimages.com
Mam przed sobą takie wyzwanie - piszę artykuł o tym, kto rządzi w Internecie. A rządzą w nim YouTuberzy. Oznacza to mniej więcej, że z założeniem bloga spóźniłam się co najmniej o dekadę. Bo teraz zakłada się nie blogi, tylko vlogi. I kręci idiotyczne filmiki o cechach idealnego faceta.

Na różne artykuły trafiam, różne rzeczy czytam. Czasem to, co znajduję w Internecie, jest tak absurdalne, że zastanawiam się, czy wciąż żyję w tym samym wymiarze rzeczywistości. Weźmy na przykład psa, który sika, biegając na dwóch nogach. Albo kobietę, która biustem rozbija puszki po napojach.  Próbuję się wtedy uszczypnąć, a gdy okazuje się, że tak, to wciąż ta sama planeta, czuję głębokie rozczarowanie. Taki zawód, że ten świat czasami schodzi na psy. Że to nie niesie żadnej treści. A jeśli nawet czasem trafia się jakiś treściwy przekaz, to szybko okazuje się, że aż kipi hejtem. Bo ludzie wylewają w Internecie swoje frustracje zamiast pójść poćwiczyć na siłowni. Whatever.

Zaczynam pisać artykuł o Youtuberach i szukam w drugim po Facebooku pożeraczu czasu inspirujących vlogów. Bo takie istnieją. Krzysztof Gonciarz, Niekryty Krytyk, Łukasz Jakóbiak i parę innych. Ale kolega podpowiada mi: wpisz "8 cech idealnego faceta". Filmik zrobił furorę i zebrał sporo hejtów.

 Myślę sobie: Dobrze, obejrzę. Tym bardziej, że sama nie potrafiłabym nagrać takiego filmiku. I to nie dlatego, że nie mam odpowiedniego sprzętu i prezencji a la Natalia Siwiec. Po prostu uważam, że ideałów nie ma, a książęta na białych koniach istnieli tylko w baśniach Hansa Christiana Andersena. No, może jeszcze u braci Grimm.

 Ale skoro filmik na temat cech idealnego faceta robi taką furorę i ktoś chce to oglądać (ktoś, czyli jakieś 549 tys. internautów), to pomyślałam, że może warto napisać coś odwrotnego. Ja lubię czasem zrobić coś na odwrót. Tak niekonwencjalnie. Na przykład pojechać gdzieś z biletem w jedną stronę. Albo zrobić coś irracjonalnego tylko po to, żeby później tego żałować. Nie, ten wpis nie jest nagonką na Olfaktorię. To osiem cech nieidealnego faceta. I jeszcze raz powtórzmy: ideały nie istnieją. Bo czasem idealne jest to, co nie jest idealne.

1. Jest młodszy 

Psychologowie udowodnili, że kobiety szybciej dojrzewają emocjonalnie. Może to i prawda, ale od czasu studiów jestem zwolenniczką indywidualizmu. Jednym słowem: każdy ma inaczej. Przykład? Piqué i Shakira. Przyznam, że ostatnio skłaniam się do przekonania Rahima, jednego z polskich raperów, który twierdzi, że percepcja świata zmienia się po dokonaniu skoku w drugą ćwiarę. Coś w tym chyba jest. Poza tym jak już walnie w Ciebie strzała amora, to naprawdę wiek stanowi jakąś różnicę? Szczerze wątpię. Zacznie stanowić, jeżeli ten kilka lat młodszy facet powie Ci, że Twoją największą wadą jest wiek. Już lepiej mieć za małe cycki.

2. Nie jest wystarczająco ambitny

Może nie dorobił się lamborghini, nie posadził drzewa i nie ma domu z ogrodem, ale przynajmniej... ma na przykład dla Ciebie czas i akceptuje wszystkie Twoje niedoskonałości. I nie ucieka, kiedy tusz Ci się rozmaże, bo masz PMS i właśnie płaczesz.

3. Pracuje na etat

A co to za różnica? Może pracuje na etacie, ale robi to, co lubi. Każdy człowiek, bez względu na płeć, chce się czuć spełniony. A poczucie spełnienia można osiągnąć m.in. (a może przede wszystkim) poprzez realizację pasji i zainteresowań.

4. Zarabia średnią krajową

Nie każdy musi być Zuckerbergiem albo Jobsem. Są tacy, którzy szybko dorabiają się fortuny i równie szybko plajtują. No i co zrobisz, jak ten Twój idealny książę a la Zuckerberg splajtuje? Wsiądziesz na białego rumaka i pogalopujesz w poszukiwaniu następnego? Takie trochę słabe.

5. Jest źle wychowany

Kurczę, akurat tu się z Olfaktorią zgadzam: facet powinien być dobrze wychowany. Mieć klasę. Nawet jeśli nie jest idealny, to powinien Cię szanować. Bez szacunku i zdolności do kompromisów nie da się niczego budować. Może pomińmy ten punkt.

 6. Jest równie inteligentny

Jeśli idealny związek to taki, w którym kobieta z założenia ma być tą głupszą, to ja rezygnuję. Poza tym od kiedy w związkach robi się testy na to, kto ma wyższe IQ?

7. Obraża się... czasem

Jeśli go upokarzasz i mówisz mu, że jest głupi (chociaż nie jest, bo przecież ten idealny według Olfaktorii powinien być bardziej inteligentny niż kobieta - patrz punkt 6), to tak, powinien się obrazić. Bo skoro Ty oczekujesz szacunku (patrz punkt 5.), to też szanuj innych.

8. Może mieć zarost... albo brodę. 

No błagam. Założę się, że Olfaktoria nie ogląda "Wikingów". Zarost jest spoko. Broda też, dopóki on nie robi wrażenia a la Santa Claus.

Nieidealnych związków Wam życzę. Mężczyzn z niedoskonałościami. Niekoniecznie z sześciopakiem.


niedziela, 15 listopada 2015

Nie miej planu. Miej cel, czyli jak zostać aktorką pierwszoplanową [VOL. 3]

"Kopernik odkrył, że Ziemia kręci się wokół Słońca, nie wokół Ciebie". Słyszałam to zdanie kilkaset razy. I zdawało mi się, że rozumiem. Potakiwałam głową, odrzucając w teorii negatywny egoizm. Z praktyką było... trochę gorzej. Ale wówczas jeszcze nie miałam o tym pojęcia.

Wydawało mi się, że życie to podróż, którą można zorganizować według własnego scenariusza (lub planu).  I do jesieni tego roku żywiłam przekonanie, że mogę być jej reżyserem (czytaj: panem / albo raczej panią) swego losu. I chociaż nie jestem jak Krystyna Czubówna zodiakalnym Lwem, to mój sposób myślenia wyglądał mniej więcej tak:

Walczysz - Wygrywasz
Nie walczysz - Przegrywasz

Taki tok rozumowania oczywiście nie jest błędny. Błędne są jego założenia. Prawdą jest, że jeśli chcesz osiągnąć sukces w jakiejś dziedzinie, musisz najpierw odważyć się i spróbować. Słowem, zacząć działać. Jeśli nic nie robisz, siedzisz w bujanym fotelu i żonglujesz palcem po mapie, to raczej z góry jesteś skazany/skazana na porażkę. Gdzie zatem tkwi błąd? Spójrz, tak powinien wyglądać poprawny tok rozumowania:

Walczysz - Wygrywasz/ Przegrywasz
Nie walczysz  - Przegrywasz

Walka wcale nie oznacza wygranej. Oznacza jedynie to, że się starasz, że działasz i próbujesz, że na czymś Ci bardzo zależy. Ale Twoje starania też mają ograniczony zasięg. Tak jak telefon, któremu bateria pada akurat w momencie, kiedy pilnie potrzebujesz do kogoś zadzwonić.

Zobacz też: Nie miej planu. Miej cel... i marzenia. Trzy rzeczy, które pozwolą Ci je spełniać

Spuentujmy: Jeśli już zrobisz wszystko, co było do zrobienia, to powinieneś/powinnaś usiąść spokojnie i poczekać. Ja mówię po prostu: "zdać się na los". Najbardziej niesamowite jest to, że właśnie wtedy, kiedy już odpuszczałam, przestawałam oczekiwać czegokolwiek od życia, gotowa zaryzykować wszystko, zaczynały się dziać rzeczy, których bardzo pragnęłam.

Odpuszczanie nigdy nie było w moim stylu. Raczej byłam jak te lwice z filmów przyrodniczych czytanych kojącym głosem Krystyny Czubówny, gotowe zaatakować w trudnej sytuacji. I tak walczyłam: najpierw o czerwony pasek na świadectwie, o to, by dostać się na wymarzone studia (bo przecież o jedno miejsce bije się 25 osób), potem o wymarzoną pracę, o związek itd. itd. Tam, gdzie wszystko zależało ode mnie, wygrywałam. Ale nie zawsze wszystko zależało ode mnie. W końcu nadszedł taki smutny jesienny dzień, w którym zdałam sobie sprawę, że zrobiłam wszystko, co było w mojej mocy i nie mam już siły dalej walczyć. Po prostu nie miałam już siły. I uświadomiłam sobie, że to nie tak: że nie jestem reżyserem tego filmu. Jestem tylko pierwszoplanową aktorką. Taką Audrey Hepburn, która nie ma wpływu na scenariusz, ale której głos się liczy. A głos Hepburn liczył się na tyle, że kiedy aktorka odrzuciła propozycję udziału w jednym z filmów Hitchcocka, ten odwołał wszystkie prace związane z projektem, bo nie zamierzał angażować do filmu nikogo innego poza nią. No więc czasami jestem taką Audrey Hepburn.

Najważniejszą rzeczą jest aby cieszyć się swoim życiem. Być szczęśliwym – tylko to się liczy
Audrey Hepburn

I kiedy coś nie szło według mojego scenariusza, czułam się przegrana. Z czasem te porażki okazywały się darem od losu. Są takie kobiety, które lubią walczyć i dawać dużo od siebie. To chyba wada wrodzona, bo pamiętam, jak w pierwszej klasie podstawówki wróciłam ze szkoły, a Mama zapytała mnie, czy zużyłam całe dwa nowe bloki techniczne. Z uśmiechem na twarzy odpowiedziałam, że bloki techniczne same się zużyły, bo większość koleżanek zapomniała wziąć kartek na technikę. Walczyłam tak i dawałam od pierwszej klasy szkoły podstawowej.

Czytaj również: Nie miej planu. Miej cel

A kiedy po dwudziestu latach wreszcie odpuściłam, szczęście czekało tuż za rogiem. Dzisiaj już nie trzymam się ściśle żadnego scenariusza ani planu. Nie mam nawet kalendarza. Ale już nie chcę walczyć, bo mnie to wykończyło, a co gorsza nadszarpnęło samopoczuciem i zdrowiem. Tak jak wyczerpały mnie uwagi dotyczące mojej pasji i zainteresowań. Uwagi na temat tego, że tatuaże są bez sensu, że mogłabym zarabiać kilka razy więcej, kupić inne buty, ubrać inną sukienkę i najlepiej pracować w innej branży. I zmienić akt urodzenia, bo 27 lat to fatalny wiek. Biorąc pod uwagę fakt, że w tym wieku można albo dołączyć do Klubu 27, w którym z otwartymi ramionami czekają na Ciebie Amy Winehouse i Kurt Cobain, albo się podnieść, to tak, to rzeczywiście fatalny wiek.

Tylko że gdyby było inaczej niż jest, nie byłabym sobą. Dzisiaj unikam ludzi z obsesyjnym pragnieniem sprawowania kontroli. Dzisiaj, tak jak Audrey, podnoszę się i cieszę się swoim życiem. I marzę już tylko o tym, żeby przenieść się nad morze, poczuć spokój i spojrzeć na horyzont. I nie chcę wcale wiedzieć, co znajduje się tuż za nim.


Pokój dla Paryża, pokój dla świata. Bądźmy solidarni, ale nie tylko na Facebooku

fot. freeimages.com
Nie zmieniłam zdjęcia profilowego na Facebooku. Nie napisałam na swojej facebookowej ścianie niczego, co świadczyłoby o tym, że solidaryzuję się z mieszkańcami Paryża. W social media pewnie powinnam zostać uznana za wyzutą z uczuć. Chociaż tak nie jest. 

Jeżeli jednak nasza solidarność z paryżanami ma się sprowadzać do zmiany zdjęcia profilowego, to jestem na nie. Bo to nie zdjęcia profilowe świadczą o wsparciu i poczuciu solidarności. W końcu obserwując strumień facebookowych postów, zauważyłam, że ci, którzy zdjęć profilowych nie zmieniają, z jakiegoś dziwnego powodu zaczynają się tłumaczyć, dlaczego tego nie robią. To jakiś przymus, żeby napędzać biznes Zuckerberga?

Jeden z dziennikarzy muzycznych, tłumacząc się właśnie, trafnie napisał, że Facebook nie proponuje nam tego, kiedy giną ludzie w Kenii czy w Rosji. Tak jak nie proponował nam tego, kiedy ginęli ludzie w Beirucie, Bagdadzie, kiedy w Libii walczono o wolność.

Karolina z bloga Podróże Dziewczyny Spłukanej mieszka we Francji i pisze tak: "Terroryzm jest problemem XXI wieku. Nikt się w tej sprawie nie wykłóca. Ale terroryści to nie są zdrowi na umyśle ludzie. To nie są uchodźcy uciekający w kierunku obietnicy lepszego życia. To NIE SĄ wszyscy muzułmanie. A Francuzi nie są ślepi i głupi."

Problem imigrantów jest mi bliski z różnych powodów. Nie o wszystkich tu napiszę. Przez jakieś dwa lata mieszkałam w kraju, w którym językiem urzędowym jest język arabski, a 97 proc. osób to muzułmanie. I wśród nich są także lekarze, którzy na co dzień ratują życie innym ludziom.

Zobacz też: Libia. Mój ogród Eden

Nie będę zmieniać zdjęcia profilowego na Facebooku ani wrzucać hejterskich i agresywnych komentarzy o tym, że islam to całe zło tego świata, bo to nie tak. 

Pozwolę sobie zacytować słowa przyjaciela z Japonii - Yujiego, który na co dzień propaguje ideę szerzenia pokoju na świecie.

 Not only for Paris, but we need to pray for this world.
Not only Paris, but nowadays many places so many innocent people
suffer from this world situation.

What we need to do is not to hate each other,
but we need to know that we can love each other.
Love is the only way to make world a better place.

As we love family, sister & brother, we can love the others.
As we thank family, sister & brother, we can thank the other.
As we show family, sister & brother our kindness, we can show the others our kindness.
As we show family, sister & brother forgiveness, we can show the others our forgiveness.
As we show family, sister & brother apology, we can show the other our apology.
As we show family, sister & brother compassion, we can show the other our compassion.

All religions teach us how to make a world a better place, how to make a world a peaceful place from our behavior.
Don't hate anybody because of the differences of religious believes.
Don't hate anybody because of the differences of skin color.
Don't hate anybody because of the differences of way of thinking.

We all have same humanity in our heart, nothing different.
We are all same, I love everybody, I thank everybody, I respect all differences.

Jestem przekonana, że niosąc idee pokoju i miłości, możemy zrobić więcej aniżeli zmieniając zdjęcie profilowe na Facebooku. 

Łączę się w bólu z Paryżem.



poniedziałek, 9 listopada 2015

Podróż do Krainy Optymizmu. 15 pozytywnych drogowskazów dla tych, co nie znają jutra

fot. freeimages.com

Znacie to uczucie, kiedy z oczu płyną łzy, które zamieniają się w potoki, po czym stają się rwącą Amazonką? Ja niestety znam. Wydaje mi się, że aż za dobrze. Ale właśnie zaczyna się pora suszy. Łzy wyschły, a ja płynę z prądem. Każdy w podróż do Krainy Optymizmu musi wyruszyć sam. Czasem tylko boimy się postawić pierwszy krok. 

Do napisania poniższego tekstu zainspirował mnie nowy album Buki i Rahima, zatytułowany "Optymistycznie"



Znacie tę scenę ze "Shreka", kiedy Osioł w czasie próby dotarcia do smoczego zamku mówi do siebie: "Nie patrz w dół! Nie patrz w dół! Nie patrz w dół! Shrek, ja w dół patrzę". O to chodzi. By nie patrzeć w dół albo raczej by po prostu nie oglądać się za siebie. Nie jestem ekspertem, ale według mnie kluczem do przeżywania szczęścia jest koncentrowanie się na chwili obecnej. Bez tworzenia planów i budowania ścieżek. Bo co zrobisz, jeśli na tej drodze wyrośnie ściana? Zderzysz się z nią jak Harry Potter, próbując się w drugiej części serii dostać na peron 9 i 3/4?



Może i się zderzysz, trochę poobijasz, ale potem trzeba będzie podnieść się z kolan i tę ścianę ominąć. I wrócić na wcześniej obraną ścieżkę.

Zdarzało się, że w trudnych chwilach włączałam Eminema. Gwałciłam "replay" na kawałkach "Not afraid" i "Beautiful". Miało pomóc, ale pomagało tylko czasami. Bo możesz przesłuchać milion kawałków, przeczytać tysiące książek i wrzucić setki aforyzmów z cyklu "Paulo Coelho" (czujesz sarkazm?) na swoją ścianę i wiesz co? To Ci nie pomoże. Tak jak nie pomoże Ci ten wpis, jeśli tylko go przeczytasz i nic więcej z tym nie zrobisz. Bo chodzi o to, jak myślisz, co czujesz i co masz w głowie. A skoro to czytasz, to zapewne masz chaos. Albo przynajmniej natłok stu różnych myśli, nad którymi trudno zapanować. Też tak miałam.

Dzisiaj piszę o kilku rzeczach, które mogą stać się dla Ciebie drogowskazami na ścieżce prowadzącej do Krainy Optymizmu. Ale oczywiście pierwszy krok musi należeć do Ciebie. Sama dotarłam do niej bardzo niedawno. I wiecie co? Tu jest fajnie, naprawdę fajnie.


1. Carpe diem

Oglądanie się za siebie nic nie wnosi. Tylko zatrzymuje Cię w czasie. Zachowaj wspomnienia, wyciągnij lekcje z życia i idź dalej. Coś się skończyło po to, żeby coś innego mogło się zacząć - tak staraj się podchodzić do otaczającej cię rzeczywistości. Weź do ręki książkę. Otwórz w dowolnie wybranym miejscu. I przewróć kartkę. A teraz zrób to samo w życiu. I nie zastanawiaj się, co będzie na następnej stronie.

Wiele razy doprowadzałam się do stanu "rwącej Amazonki", bo albo nie potrafiłam się pogodzić z faktem, że to już inny rozdział, albo koncentrowałam się na tym, co stanie się w następnym. Dzisiaj prowadzę bloga Podróże bez planu z kilku powodów. Po pierwsze, uwielbiam podróżować. I mam nadzieję, że jak tylko uda mi się uporządkować parę spraw, będę mogła dokonywać kolejnych skoków w Polskę czy weekendowych wypadów za granicę, a następnie o nich pisać. Po drugie, chcę zarażać filozofią życia "tu i teraz" - filozofią, która wcale nie musi być tożsama z hedonizmem. Ba, nawet nie powinna! Każdy ma marzenia, cele, dzięki czemu buduje swoją ścieżkę, na której - zupełnie jak w "Eurobiznesie" - stawia domy i hotele. Możesz z ufnością patrzeć w przyszłość. Ale warto też pamiętać, że czasem zdarza nam się zbankrutować, a wtedy grę trzeba zacząć od nowa. I postawić nowe domy. A potem znów hotele.

2. Umów się z Jutrem na randkę w ciemno

Czytelnicy urodzeni w latach 80. czy 90. może pamiętają program "Randka w ciemno". Emitowany był w Polsce w latach 1992 - 2005 i cieszył się sporą oglądalnością. Program prowadził Jacek Kawalec. "Randka w ciemno" polegała na tym, że kobieta wybierała mężczyznę lub mężczyzna kobietę spośród trzech znajdujących się za parawanem osób. Program był zabawny, bo jako widzowie mieliśmy przewagę nad uczestnikami tego całego kuriozalnego show. Jeżeli by jednak zasady gry przełożyć na rzeczywistość, to okazałoby się, że takie show jest całkiem sensowne. Chodzi mi o to, by przyjmować to, co przynosi Wam los z pokorą godną buddysty lub gorliwego chrześcijanina typu Hiob. Dzisiaj zaczynam już wierzyć, że wszystko dzieje się dokładnie tak, jak ma się dziać, a los kieruje mnie/nas na właściwe tory. Oczywiście, możesz dokonywać wyborów. Nie wszystkie pewnie okażą się trafne. Ale jeśli zdarzy ci się coś przykrego, weź to na klatę jak sztangę podczas zajęć TBC. Po kilku życiowych treningach poczujesz się silniejsza.

3. Podziękuj. Powiedz: merci, że...

... że jestem tu. Wziąć na klatę? Jak wziąć na klatę całą serię niefortunnych zdarzeń? Zanim dotrzesz do Krainy Optymizmu, będzie ci się wydawało, że Twoje problemy przybrały rozmiary góry lodowej, a Ty jesteś jak Titanic i zaraz pójdziesz na dno. Tylko że nie jesteś sam. Wokół Ciebie są ludzie, którzy też mają problemy. Całkiem możliwe, że dużo większe. I wcale nie idą na dno. Walczą dalej albo powiedzmy raczej "płyną z prądem". Bo życie to sinusoida.


 
4. Otaczaj się przyjaciółmi

"Chcę zostać sama" - czasem warto zderzyć się z własnymi myślami, wyjechać w samotną podróż (zobacz też: Trzy rzeczy, bez których nie zaczniesz podróżować solo), jak robią to takie podróżniczki, jak Martyna Wojciechowska, Paulina Młynarska, Beata Pawlikowska czy Grażyna Jagielska. Jednak izolowanie się na dłuższą metę jest toksyczne. Niszczy od wewnątrz. Mam wielkie szczęście, bo wokół mnie są ludzie, na których mogę liczyć w dzień i w nocy i którzy są ze mną nawet wtedy, kiedy po raz kolejny wypadam z własnej orbity, lecąc prosto w kierunku czarnej dziury. Za to im szczerze dziękuję.




5. Poczucie bezpieczeństwa zamień na wewnętrzny spokój

Kobietom wmawia się, że potrzebują oparcia, poczucia bezpieczeństwa. Powiela się stereotyp kobiety, która nie ma prawa do posiadania własnych zainteresowań i rozwijania pasji. Zupełnie jak ta zduszona dziewczyna w "Filifionce" Mariki. Tymczasem my naprawdę nie potrzebujemy poczucia bezpieczeństwa w postaci gniazdka w jakimś jednym konkretnym miejscu na ziemi, samochodu i kasy na zakupy. Silna i niezależna kobieta potrafi poradzić sobie w każdym miejscu na ziemi. Umie ryzykować. I nade wszystko dokładnie wie, czego chce. Nie szuka półśrodków, bo półśrodki jej nie zadowalają. Większą wartość od luksusowego samochodu i grubego portfela mają dla niej drobne gesty i samorelizacja na polu własnych pasji.

Ostatnio w sieci trafiłam na wywiad z Piotrem Pałaginem, który twierdził, że poczucie bezpieczeństwa należy zamienić na wewnętrzny spokój. I trudno się z nim nie zgodzić. Poszukiwanie oparcia w czynnikach zewnętrznych nie ma sensu. Harmonię można uzyskać dopiero wtedy, gdy jesteś w zgodzie z samą sobą. Jeżeli teraz zadajecie sobie pytanie, czy jestem feministką, odpowiadam: Nie, nie jestem. Po prostu staram się być silna. A jak twierdzi Marika: silne kobiety mogą być niefeministyczne.



6. Uwierz...

W siebie. W los. W przeznaczenie. W Boga. "Wiara czyni cuda" - to nie są zwykłe puste słowa. Osiem lat temu wybrałam swój zawód. Wtedy miałam na koncie parę pierwszych miejsc w konkursach literackich, ortograficznych i czytelniczych. I to wszystko. Taki nieopierzony pisklak, który krzyczy: "chcę pisać!". Szukałam własnej ścieżki i... znalazłam. Dzisiaj mogę pochwalić się wywiadami z takimi gwiazdami, jak choćby Chris Botti, Clive Standen i Gentleman. Można? Można.

7. Daj sobie czas i przestrzeń

Ostatnio pisałam o tym, że ludzie kreatywni czują dwa razy mocniej (czytaj również: Przepraszam, że tak pędzę. 10 rzeczy, które zrozumieją tylko ludzie kreatywni). Wpadają w euforię, ale zdarza się, że walczą z frustracją. Czasem lepiej jest pozwolić wyrzucić z siebie takie emocje.  To tylko stan przejściowy, a czas wszystko zmienia. Z perspektywy żałuję niektórych wypowiedzianych słów, niepotrzebnych kłótni. Tego, że egoistycznie włączałam Eminema na fulla. Ale tłamszenie w sobie emocji byłoby jeszcze gorsze w skutkach.

8. Idzie nowe... 

Kiedy minie już trochę czasu, a pierwsza fala frustracji opadnie, pozwól sobie na coś totalnie nowego i spontanicznego. Postaw przed sobą wyzwanie (nowa dyscyplina sportu?) albo zmień image. Pozwól na to, by nawet drobna zmiana w wyglądzie wywoływała uśmiech na Twojej twarzy. Jestem jednak zdania, że każda zmiana powinna być przemyślana. Nie, nie zaplanowana. Po prostu powinna być wynikiem świadomej decyzji. Tak jak tatuaż, który zostaje na ciele na całe życie.

9. Jesteś fighterką, nie ofiarą

Kiedy czujesz się jak spadający na dno Titanic, łatwo o przyjęcie postawy kozła ofiarnego. Ale to akurat najgorsza ze wszystkich ról. Pomyśl, że możesz stać na dziobie jak Kate Winslet i w jednej chwili chcieć się rzucić do morza, ale w kolejnej rozłożysz ręce, rozpuścisz włosy i poczujesz pomyślny wiatr. Ta rozgrywka wciąż trwa i chociaż przegrałaś jedną rundę, to przed Tobą jest następna. Nie rezygnuj.

10. Ucz się cierpliwości

To akurat moja pięta achillesowa. Nie lubię czekać, żyć w poczuciu zawieszenia. Takie poczucie wywołuje stan podobny do tego z teledysku "Habits (Stay High) Sabotage Remix" od Tove Lo. Niby wszystko gra, mija dzień za dniem, a Ty w dalszym ciągu funkcjonujesz jak w innym wymiarze rzeczywistości. Na końcu zdania wolę postawić znak zapytania niż wielokropek. Znak zapytania to tylko jedna wielka niewiadoma. Wielokropek to wieczne poczucie niepewności, czy to koniec, czy może jednak będzie jakiś ciąg dalszy.



11.  Przyklej serce nie tylko na WOŚP

Zauważyliście, że w dniu Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy ludzie są jacyś tacy bardziej uśmiechnięci i serdeczni? Udziela im się atmosfera, związana z pomaganiem i czynieniem dobra. Tylko dlaczego serce przyklejamy tylko raz w roku? Wyobraź sobie, że każdemu na drodze przyklejasz serducho. Od razu dostrzeżesz więcej pozytywów wokół siebie.

12. Ciesz się z małych rzeczy

Codzienność często sprowadza się do pokonywania tras typu:

Praca - Dom - Siłownia - Dom

Uczelnia - Fitness - Dom

 Praca - Kino - Dom

W tym miejscu możesz wybrać opcję, która Ci najbardziej odpowiada. Chodzisz tymi samymi ścieżkami, docierasz do tych samych miejsc. Wpadasz w rutynę i w gruncie rzeczy przestajesz się cieszyć z małych rzeczy. Bo te małe rzeczy dostrzega się dopiero wtedy, kiedy wisi nad Tobą widmo utraty czegoś, co bardzo cenisz. Dopiero wtedy uświadamiasz sobie, jak wiele miałeś/miałaś do tej pory. I nagle zauważasz złote liście w pobliskim parku, śpiew budzącego cię co rano słowika albo graffiti, które dotąd mijałeś/mijałaś obojętnie.

13. Zaakceptuj rzeczywistość

Możliwe, że czytasz ten wpis, bo uważasz, że nieszczęścia chodzą parami. Może czytasz to ze łzami w oczach - łzami, będącymi dowodem na to, że walczysz ze światem. Z sobą. Ze swoimi demonami. Przestań walczyć. Jeżeli chcesz osiągnąć cel, działaj. A potem spróbuj uzbroić się w cierpliwość i poczekać.

Czytaj również: Nie miej planu. Miej cel

14. Wejdź do gry. Zaryzykuj

Zastanów się, czy jesteś w stanie zaryzykować: opuścić kraj, wyjechać, rzucić studia. Z doświadczenia wiem, że jeśli pozbędziesz się lęku przed ryzykiem, to wokół zaczynają się dziać rzeczy, które dotąd wydawały się niemożliwe. Problem polega na tym, że tylko nieliczni potrafią tak wysoko postawić sobie poprzeczkę. Człowiek ze swej natury szuka stabilizacji, pragnie czuć się bezpiecznie, dlatego niewielu potrafi zaryzykować i opuścić swoją sferę komfortu. Nie zdają sobie sprawy, że wyzbywając się obaw przed podjęciem ryzyka stwarzają sobie możliwość na podążanie własną drogą, a czasem nawet - o, ironio - pozostanie w sferze komfortu.

15. Cierpienie wzmacnia

Podsumowanie będzie bardzo optymistyczne. Może teraz boli, może trochę cierpisz, ale po każdej burzy przychodzi tęcza. A kiedy już przyjdzie, będziesz dużo silniejsza.


Zmian się obawiasz, ja się ich nie boję. 
Myślisz, co będzie. Ja działam w afekcie. 
Ja mówię STOP


Marika


poniedziałek, 2 listopada 2015

Przepraszam, że tak pędzę! 10 rzeczy, które zrozumieją tylko ludzie kreatywni

fot. melanie kuipers, freeimages.com
"Przepraszam, że tak pędzę, ale to półobrót Chucka zamienił moje serce w głowicę Kasprzaka". W tym roku Chuck kopnął mnie z półobrotu trzykrotnie. Po pierwszym uderzeniu myślałam, że nie dam rady. Po drugim się załamałam. Po trzecim otarłam łzy i powstałam z kolan. A teraz... Teraz muszę zwolnić.

Pędem wpadłam do domu, żeby przed wyjściem zdążyć przegryźć jakiś błyskawiczny obiad. Nie, żadna chińska zupka, nic z tych rzeczy. Staram się dbać o zdrowie i jeść fit. Wypadłam równie szybko i już w tramwaju zorientowałam się, że telefony zostały w domu. Obydwa. Trudno. Nie, nie trudno. Bo zegarka też przy sobie nie mam.

- Excuse me, what's the time? I'm sorry, I've just forgotten my mobile phone - zagadnęłam na placu Nankiera studentów z wymiany zagranicznej, bo o tej porze polscy studenci już dawno piją piwo na Rynku.

Uff, zdążyłam na czas. Zdążyłam, ale... zajęcia są odwołane.







Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się zapomnieć telefonu. Zegarka nie biorę ze sobą celowo, bo podobno szczęśliwi czasu nie liczą. Takie dni jak ten to nie przypadek - to znak, że trzeba zwolnić. Popłynąć bezwładnie i poczekać, co przyniesie los.

MISJA: Zwolnij!

W moim przypadku zwalnianie to spore wyzwanie. Ludziom kreatywnym ciężko jest się zatrzymać. Czasem mam wrażenie, że taka cecha jak KREATYWNOŚĆ z jednej strony pozwala unosić się ponad chmury (znacie tę euforię, kiedy coś Wam się uda?), a z drugiej zabija. Są rzeczy zrozumiałe tylko dla ludzi, charakteryzujących się dużym stopniem kreatywności. Oto niektóre z nich.


 
1. Mózg jak ferrari...

Jeżeli kiedykolwiek oglądaliście reklamy ferrari, zauważycie, że liście drzew opadają jeszcze zanim w kadrze wyłoni się sylwetka tego samochodu. Tak działa umysł osoby kreatywnej - najpierw powstaje pewna koncepcja i cel. Dopiero potem udaje się uzupełnić wizję o detale. Dlatego osoby kreatywne są wiecznie ciekawe i... bywają męczące. Nie, to nie jest tak, że chcemy zanudzać swoim towarzystwem czy paplaniną. Po prostu potrzebujemy nowych wrażeń, doświadczeń i informacji, by nasz mózg mógł pracować na pełnych obrotach.

2. Nie robią tego dla pieniędzy

Proces twórczy to proces, podczas którego dajesz cząstkę siebie. Dlatego twoje dzieło - i nieważne, czy jest to obraz, post na blogu, piosenka, artykuł czy książka - musi być autentyczne, czyli odzwierciedlać to, co naprawdę czujesz i w co wierzysz. Pójście w komerchę, robienie czegokolwiek pod publiczkę zabija kreatywność. Jeszcze zanim kreatywność zabije ciebie. Ale o tym później.

3. Nie potrafią się skupić na jednej rzeczy

Bywa często tak, że ludzie kreatywni mają kilka pomysłów w jednej chwili. Nie da się zrealizować wszystkich jednocześnie. Ale da się pracować nad kilkoma jednocześnie. To tzw. wielozadaniowość - typowa dla kobiet, rzadziej spotykana u mężczyzn.

4. Tworzą, kiedy mają wenę. 

Czyli tzw. flow. Mój blog powstałby dużo wcześniej, gdyby nie fakt, że nie miałam na niego spójnej wizji. Taka wizja pojawia się z czasem. Tak jak pomysły. Oczywiście, podczas pracy w redakcji nie można pozwolić sobie na "oczekiwanie na flow". Ale to zupełnie inna para kaloszy. Natomiast jeżeli piszę coś większego - coś tak dużego jak projekt, o którym na koniec Wam powiem - to potrzebuję mieć spójną koncepcję. Zdarza się, że nową notkę na blogu zaczynam pisać o 2. w nocy. Nie dlatego, że dopiero wtedy mam czas. Dlatego, że najczęściej w nocy pisze mi się najlepiej. Jestem zdania, że proces twórczy jest czymś, czego nie da się w żaden sposób zaplanować. Chociaż są oczywiście także pisarze, którzy pracują w ten sposób (m.in. pochodzący z Wrocławia Marek Krajewski).

5. Potrzebują przestrzeni twórczej

Mogę mieć bałagan, porozrzucane rzeczy na biurku, stertę kartek i swój notes, ale kiedy piszę nową notkę dla Podróże bez planu (daj lajka!), muszę mieć absolutną ciszę. I tutaj znowu czymś innym jest praca w redakcji - tradycyjne artykuły powstają w zupełnie innej atmosferze, często w czasie słuchania muzyki na słuchawkach. Cisza potrzebna jest mi tylko wtedy, kiedy rzeczywiście muszę dodać od siebie odrobinę refleksji, wyciągnąć wnioski. Tak jak teraz.

6. Czasem trudno uwierzyć w siebie

Osoby kreatywne tworzą dzieło, ale nie są wcale pewne, czy to zwykłe bohomazy, czy już Salvador Dali. Bardzo często potrzebują wsparcia, akceptacji, pozytywnej opinii z otoczenia (dlatego już wiecie, że wszelkie komentarze pod tym wpisem mile widziane). Wówczas są w stanie stworzyć jeszcze więcej.  I jeszcze jedna rzecz: osoby kreatywne to zazwyczaj perfekcjoniści. Ich dzieło musi być w stu lub dwustu procentach spójne z wizją. Inaczej nie ujrzy światła dziennego.

7. Nie znoszą ograniczeń

Twoja koncepcja to twoja koncepcja. Z domieszką wizji innych osób przestaje być twoją koncepcją. Narzucanie własnego zdania to zakładanie pęt osobie kreatywnej. Otoczenie może cię inspirować, ale jeśli zaczyna cię ograniczać, to będziesz się dusić. I tu znowu: czym innym jest praca w redakcji, czym  innym blog czy książka. Kiedy współtworzysz portal internetowy, opinia innych osób jest bardzo cenna, ponieważ rzuca światło na to, czego Ty sam(a) nie dostrzegasz. Jeżeli jednak sam(a) prowadzisz bloga, kieruj się intuicją.

8. Robią wszystko na ostatnią chwilę

Jeżeli nie było żadnego flow, a jako osoba kreatywna masz ważny projekt do skończenia, to prawdopodobnie zostawiłaś/zostawiłeś go na ostatnią chwilę. Praca pod presją czasu to Twoja specjalność. Kiedyś wspominałam Wam już o tym, jak zafascynowana Coveyem chciałam zmienić swoją organizację pracy - na próżno (czytaj też: Nie miej planu. Miej cel... i marzenia). Najskuteczniej uczę się i pracuję, mając nóż na gardle, czyli tzw. deadline. I nie zamierzam tego zmieniać.

9. Są dobrymi obserwatorami

Inspirują się tym, co widzą, słyszą i czują. Mają zdolność do głębokiego odczuwania (o tym będzie jeszcze za chwilę), więc wszystko, co dzieje się wokół nich, odbierają jako pewną historię. Historię, którą można przelać na papier. Albo na klawisze. Albo na struny. Wszystko jedno - jesteśmy dobrymi obserwatorami i słuchaczami. Często szybciej zauważamy to, co zazwyczaj umyka otoczeniu.

10. Odczuwają dwa razy mocniej, czyli kiedy kreatywność zabija...

Osoby kreatywne mają inną percepcję świata. Są dobrymi obserwatorami to jedno. Drugie to fakt, że wzrasta ich zdolność do odczuwania. Mówiąc wprost - czują co najmniej dwa razy mocniej. Jeżeli kochają, to przeważnie na zabój. Jeżeli cierpią, to do granic możliwości. Boli dwa razy mocniej, dlatego zdarza się, że widzą wszystko w czarnych barwach. Takie cierpienie czasami zabija. Ale jak już zmartwychwstaniesz... Skala emocji osoby kreatywnej waha się od głębokiej depresji do niewyobrażalnej radości. Jeżeli coś im się uda, to potrafią odtańczyć taniec kula z radości. Albo stanąć na rękach. Albo zrobić coś głupiego, bo mają duszę dziecka. Są wrażliwi na emocje. Na świat, który ich otacza.

Dlatego osobę kreatywną poznasz na kilometr. Jest nieprzewidywalna, czasami niebezpieczna. I zawsze potrafi zaskoczyć.

Z tego powodu też chcę Was czymś zaskoczyć. Projekt, o którym wspomniałam, to powieść, którą piszę. Nie mogę (poza tym nie chcę) tłumić piętrzących się emocji. Chcę wykorzystać drugi i trzeci półobrót Chucka i stworzyć fikcyjną historię o tym, jak z poczwarki można stać się motylem. O tym, jak w ciągu kilku miesięcy można zmienić swoje spojrzenie na świat. Mam nadzieję, że będziecie mi kibicować (w końcu jako jedna z Kreatywnych potrzebuję Waszego wsparcia). Pierwsze rozdziały już są! Trzymajcie kciuki.


czwartek, 29 października 2015

O tych miastach pisze się piosenki. TOP 10


fot. screen za: youtube.pl
Są takie miasta, z powodu których trudno zmrużyć oczy. Są takie, które po prostu nie śpią. Czasem szukam na pustych ulicach znaków, odpowiedzi na pytania, na które nie istnieje gotowa odpowiedź. Nauczyłam się żyć i podróżować bez planu. Nie wiem, gdzie los rzuci mnie jutro.

Kraków, Warszawa, a może San Francisco? Dla mnie liczy się przede wszystkim to, by było to miejsce z charakterem. Miasto z klimatem. Miejsce, które wciąż żyje, ale również takie, w którym można na chwilę się zatrzymać, przystanąć i spojrzeć w niebo.

Jakie miasto ma według Was najciekawszą atmosferę? Do którego warto się wybrać?
 
1. Wrocław, Polska

L.U.C., "Kosmostumostów"

I tak tysiące lat okręty wbijały się w Biskupin i Ostrów
kawałki konstruk-cji przerobiono na kładki po prostu
działo się wiele dziwnych rzeczy jak w VI serii lostów
Henio Pobożny niczym kostuch
poparty ufo bił Tatarów na raz po stu
kosmici ubóstwiali słowianki jak na gastrofazie
student worek tostów
i vice versa - w związku z tym
łączyli się w miłości
pomimo różnych postur
Tak powstał Wroclove- ponad nurtowe miasto stu mostów

(Chorus)
Miasto stu mostów domy ma z ufo
własny gwiazdozbiór- wiele za rufą
Miasto stu mostów domy ma z ufo
roztwór tłoczy ponad nurtowe serducho





2. Londyn, Anglia

Benjamin Clementine, "London"

London London London is calling you
What are you waiting for, what you searching for?
London London London is all in you
Why are you denying the truth
I might I might I might be boring you, he said
Although its not clear as the morning due
When my prefered ways are not happening i won't underestimate
who i am capable of becoming






3. Kraków, Polska


a w Krakowie na Brackiej pada deszcz
gdy konieczność istnienia trudna jest do zniesienia
w korytarzu i w kuchni pada też
przyklejony do ściany zwijam mokre dywany
nie od deszczu mokre lecz od łez





4. Paryż, Francja

Zaz, "Paris Sera Toujours Paris"


A Paris, quand un amour fleurit
Ça fait pendant des semaines
Deux cœurs qui se sourient
Tour ça parce qu'is s'aiment, à Paris



5. San Francisco, Stany Zjednoczone

Scott McKenzie, "San Francisco"

If you're going to San Francisco
Be sure to wear some flowers in your hair
If you're going to San Francisco
You're gonna meet some gentle people there




6. Warszawa, Polska

Karolina Czarnecka, "Stolica" 

Pod Pałacem busiki,
Wysiadają z nich "słoiki",
Jaka piękna ta Warszawa,
Będzie hajs, i love, i sława,
Szczęście na raty,
Na Hali Mirowskiej kwiaty,
Nowe Wspaniałe Światy,

Mamo, chociaż tempo życia mnie zabija,
Zakochałam się w tym mieście i to mi nie mija,
Palma, Tęcza, Plac Defilad – trochę kasy mi się przyda,
- Uważaj kochana – pisze SMSa mama -
Martwię się o ciebie czy nie jesteś tam sama.
Patrzaj w serce i serce miej,
A gdy cierpisz to się śmiej,
Patrzaj w serce i serce miej,
A gdy cierpisz to się śmiej.




7. Nowy Jork, Stany Zjednoczone

Paloma Faith, "New York"

He took my hand one day and told me
He was leaving
Me disbelieving
And I I I I I I I I
Had to let him go

Chorus
Her name was New York, New York
And she took his heart away oh my
Her name was New York, New York
She had poisoned his sweet mind






8. Budapeszt, Węgry

 Geeorge Ezra, "Budapest"

My house in Budapest
My hidden treasure chest,
Golden grand piano
My beautiful castillo



9. Madryt, Hiszpania


Shakira, "Te dejo Madrid"

Ay me voy otra vez
Ahí te dejo Madrid
Tus rutinas de piel
Y tus ganas de huir
Yo no quiero cobardes
Que me hagan sufrir
Mejor le digo adiós
A tu boca de anís

Si ya es hora de limpiar
Las manchas de miel
Sobre el mantel
Yo nunca supe actuar
Y mis labios se ven
Muertos de sed





10. Pekin, Chiny

Tricky, "Beijing to Berlin"

I just
Just a little bit
Chinese stars are not so delicate
She’s sleazy
Said she’s for Beijing
She star to talk
And you must face it
She’s the one
And she knows it!


poniedziałek, 26 października 2015

Warszawa to nie Berlin. Nawet James Bond nic nie wskóra

fot. Kinga Czernichowska
James Bond pożerał mnie wzrokiem, jakbym miała na sobie małą czarną z dużym wycięciem na plecach. Ale zamiast małej czarnej miałam na sobie polar, kurtkę, sportowe spodnie i ulubione buty na koturnach. Uporczywie wpatrywał się we mnie z tego billboardu. To przewiercające na wskroś spojrzenie dekoncentrowało. Próbowałam dostrzec w tych oczach odpowiedź na dręczące mnie pytania, ale agent 007 milczał jak zaklęty.

Skrzyżowanie Alei Jerozolimskich i Marszałkowskiej. Czuję się jak bohaterka piosenki Karoliny Czarneckiej. "Pod Pałacem busiki, wysiadają z nich słoiki..." I te wielkoformatowe reklamy. Uporczywie wpatrujący się w Ciebie James Bond to nie wszystko. Z naprzeciwka spogląda na Ciebie dziewczyna o końskiej twarzy, a z ukosa jakiś model prezentuje się w nieco za dużych bokserkach od Tommy'ego Hilfigera.

fot. Kinga Czernichowska
Nie, nie mam nic do Warszawy. Pisałam już o tym, jak wiele znaczyły dla mnie wyjazdy do stolicy pod względem zawodowym (zobacz też: Warszawa. Bo marzenia są po to, by je spełniać). To miasto, w którym z pewnością łatwiej osiągnąć sukces, wspinać się po szczeblach kariery. Tyle że ta wspinaczka to nie droga na Śnieżkę, lecz na Mount Everest albo Broad Peak. I wcale nie jest łatwo. Ale to nie to irytuje mnie w Warszawie najbardziej.

Drażni mnie tempo życia. Tempo, do którego chyba nie potrafię się przystosować. W Berlinie miasto o godz. 6.00 jeszcze śpi. Warszawa już nie. Warszawiacy o tej porze wsiadają do metra i każdy zanurza się w swoim świecie. Albo smartfonie. Odpływa, bo myślami jest już gdzie indziej. Byłam zaskoczona, gdy na Marszałkowskiej zobaczyłam dziewczynę, która wyszła na poranny jogging. Wyrwała się z tego schematu.

Warszawa to nie Berlin, nawet jeżeli tagami próbuje się to miasto odczarować. Berlin jest miastem, które żyje szybko i intensywnie, ale które ma swój świat. Tancerzy breakdance, malarzy, fotografów, grafficiarzy i muzyków. Tam możesz tego świata doświadczać. Tu ten świat wydaje się jakby zarezerwowany dla elit.

Zobacz też: Berlin.To miasto żyje sztuką!

Za każdym razem, gdy tylko jestem w Warszawie, próbuję znaleźć takie miejsce, w którym czas się zatrzymał. Jak dotąd nie znalazłam.


fot. Kinga Czernichowska

Pytanie do Was: A jakie jest Wasze ulubione miejsce w stolicy?

sobota, 17 października 2015

Pokaż język! Japoński #1: Trzy alfabety w Kraju Kwitnącej Wiśni

fot. Edwin Pijpe, freeimages.com
Chciałam napisać, że wszystko zaczęło się w liceum, ale to nie będzie prawda. Zaczęło się dużo, dużo wcześniej, a konkretnie wtedy, kiedy mając kilka lat maniakalnie oglądałam "Kapitana Tsubasę". 

Pamiętacie Tsubasę? Jeśli nie, to dla przypomnienia: Tsubasa to główny bohater anime "Kapitan Tsubasa". Chłopiec jest zawodnikiem drużyny Nankatsu FC. Potem przyszła moda na mangi, ale nie miałam cierpliwości do kolekcjonowania trzydziestu tomów jednej opowieści i poprzestałam tylko na jednej, czterotomowej, zatytułowanej "Wish". Kilkudziesięciotomowe mangi nie zniechęciły mnie jednak do nauki języka japońskiego. Po roku musiałam przerwać naukę, a dziś mam okazję do tego wrócić. Zachęcam Was do tego, byście też spróbowali.



Japonia jest na liście krajów, które koniecznie trzeba zwiedzić. Ale zanim to się stanie możliwe, trzeba nauczyć się języka. Przypomnieć sobie wszystkie trzy alfabety: katakanę, hiraganę i kanji. Nauczyć się podstawowych zwrotów, umieć się porozumieć na poziomie podstawowym.

To jest do zrobienia. Ja zapisałam się na bezpłatne zajęcia japońskiego - we Wrocławiu takie bezpłatne lekcje języków obcych organizowane są często w Mediatece na placu Teatralnym. Nie jesteś z Wrocławia? Uwierz mi, to nie wymówka. Ostatnio na e-learningowej platformie Coursera natrafiłam na bezpłatny kurs chińskiego. Można? Można. Tylko trzeba chcieć.

W ramach cyklu "Pokaż język!" będę dzielić się z Wami swoimi spostrzeżeniami, związanymi z nauką języków obcych. Zaczynamy od języka japońskiego.


Jestem zdania, że najlepiej języków uczyć się przy pomocy piosenek i bajek, adresowanych do dzieci. Węgierskiego uczyłam się na przykład, oglądając "Krainę lodu" z węgierskim dubbingiem. Trochę bolało, bo węgierski bałwanek Olaf to nie to samo co mistrzowski Czesław Mozil. Zresztą sami porównajcie:





Wspominam o węgierskim, bo niektórzy twierdzą, że pod względem trudności powinien trafić na tę samą półkę co japoński. Czy to prawda? Nie chcę na to pytanie odpowiadać. Na razie skoncentrujemy się na japońskim.

Trzy alfabety, 50 tysięcy znaków

Pierwsza rzecz, jaką musicie opanować, to alfabety. Na początek wystarczy katakana i hiragana. Kanji składa się z 50 000 znaków, z czego najczęściej używa się 2136 (to te oficjalnie uznane przez przedstawicieli japońskiej administracji). Dwa tysiące to jednak i tak dużo, dlatego na poziomie początkującym trzeba przyswoić przede wszystkim katakanę i hiraganę.

I tu znowu sięga się po animacje. Nie ma się jednak czego wstydzić. Język bajek adresowanych do maluchów nie jest skomplikowany, a dzięki tak prostym formom można wiele zapamiętać. Ta metoda działa i często jest stosowana przez nauczycieli, nawet jeśli kurs języka jest dedykowany dorosłym.

Nasz sensei (nauczyciel - przyp.red.) zaprezentował nam na przykład piosenkę, którą dobrze znają dzieci z Japonii. Dzięki animacji łatwiej zapamiętać znaki, zresztą sami zobaczcie:




W kolejnym wpisie z cyklu "Pokaż język" będzie o zmaganiach z hiraganą oraz o tym, dlaczego Japonia jest cool. Podejmiecie wyzwanie? Pouczymy się razem japońskiego? Mam nadzieję, że tak. Do zobaczenia!

piątek, 16 października 2015

Wafel teatralny. Najbardziej znany przysmak kujawsko-pomorskiego po toruńskich piernikach

 Wafel teatralny w ubiegłym roku obchodził swoje sześćdziesięciolecie. To jeden z najbardziej znanych słodkich przysmaków województwa kujawsko-pomorskiego.

Fabryka Cukiernicza Kopernik, mat. prasowe

Ten region kojarzy Wam się zapewne z toruńskimi piernikami. I słusznie, bo z pewnością są one kulinarnym symbolem regionu. Powstają w Fabryce Cukierniczej Kopernik, istniejącej od 1763. Ale ta może pochwalić się jeszcze jednym przysmakiem - waflem teatralnym.

Teoretyczne dostępny powinien być w sklepach w całej Polsce, ale nigdzie sprzedaż nie jest tak wysoka jak w województwie kujawsko-pomorskim. I przyznam, że we Wrocławiu nigdy się z nim nie spotkałam.

Wafel teatralny składa się z kilku listków waflowych, przekładanych kremem. Jego tradycja sięga 61 lat. Początkowo istniał tylko jeden smak, klasyczny - orzechowy. Rok temu wprowadzono dwa nowe smaki kremu: czekoladowy i cytrynowy.

- Czekolada stanowi około 30 procent składników wafla. To dość dużo. Warto podkreślić, że jest to czekolada naturalna, a więc bez żadnej chemii - mówi Jakub Kopczyński z istniejącej od 1763 roku Fabryki Cukierniczej Kopernik. To właśnie tutaj odbywa się proces produkcji wafli. - Niektórzy zarzucają nam, że kruchy listek waflowy to wada tego przysmaku. Bo przecież jak to możliwe, żeby wafel aż tak się kruszył. A właśnie na tym polega tajemnica wafli teatralnych. Na ich kruchości i delikatności. One po prostu mają nam się rozpływać w ustach.

Przepis na wafel toruński jest objęty tajemnicą. Wiadomo natomiast, że receptura jest wciąż prawie taka sama od ponad sześćdziesięciu lat. Aż chce się pojechać do Torunia, by spróbować tych wszystkich słodkości.

sobota, 3 października 2015

Nie miej planu. Miej cel... i marzenia. Trzy rzeczy, które pozwolą Ci je spełniać [VOL. 2]

haffi ahmed, freeimages.com
W poprzedniej części tego artykułu (właściwie pozostając w terminologii blogosfery powinnam napisać 'posta') przekonywałam Was, dlaczego warto podróżować solo. Ale jeśli nawet odważysz się na podróż solo, to jesteś dopiero w połowie drogi do sukcesu. Bo kupić bilet w jedną stronę, zorganizować nocleg przez couchsurfing i wsiąść w PolskiegoBusa nie jest sztuką. Sztuką jest "nauczyć się szczęścia solo". 

Zobacz też:  Nie miej planu. Miej cel

Boże, znowu jakieś bzdety w stylu Paulo Coelho - myśli Czytelnik i już kieruje się kursorem w stronę krzyżyka. Okej, możesz zamknąć to okno i nigdy więcej nie wrócić na bloga Podróże bez planu. Ale możesz też przeczytać tę historię do końca i jeśli uznasz, że Coelho lepiej pisze, zostaw odrobinę hejtu. A może ta historia spodoba Ci się na tyle, że - kto wie - podzielisz się własną? Bo jeśli już kliknąłeś, to prawdopodobnie zaintrygował Cię tytuł. A jeśli zaintrygował Cię tytuł, to znaczy, że jest coś na rzeczy.

Ustal priorytety, a odniesiesz sukces. Bzdura!

Jakiś czas temu pisałam o tym, jak zafascynowała mnie książka  Stephena Coveya. Proaktywność, planowanie, zarządzanie czasem, ustalanie priorytetów - to ten cały kit, który wciska się ludziom na szkoleniach biznesowych. Podobno tym kitem Zuckerberg zawojował świat. I przez parę tygodni próbowałam nawet wcielić Coveyowskie zasady w życie. Chociaż książka nosi tytuł "7 zasad skutecznego działania", to wszystko, co robiłam zgodnie ze wskazówkami autora, było mało skuteczne, żeby nie napisać kompletnie bezskuteczne. I wcale nie dlatego, że za mało się starałam. Starałam się nawet bardzo, za bardzo - do momentu, kiedy zrozumiałam, że większość tych zasad świetnie sprawdza się w pracy ludzi biznesu, w pracy przedsiębiorców. I wtedy, kiedy jesteście szefem Facebooka. Ale w pracy, która opiera się przede wszystkim na kreatywności (branża medialna, reklamowa, PR itp.), planowanie dziennego harmonogramu dnia co do minuty, nie ma najmniejszego sensu.  Jest kilka powodów takiego stanu rzeczy. Jeżeli charakteryzuje Cię kreatywność i pracujesz w mediach, reklamie czy public relations, musisz być elastycznym i umieć pracować pod presją czasu. A to oznacza, że jak Twój rozmówca/klient przesunie spotkanie na inną godzinę, to cały Twój harmonogram dnia wziął w łeb. I jedyne, co może Cię w tej sytuacji uratować, to elastyczność oraz to, czy będziesz umiał się wystarczająco sprężyć, żeby zdążyć przed deadlinem.

Skoro te wszystkie bajki o ustalaniu priorytetów nie są gwarancją sukcesu, to co zatem jest? Fani Roberta Kiyosakiego skupiają się na tym, jak z biednego ojca uczynić bogatego ojca, czyli innymi słowy, jak zwiększyć grubość portfela. A nie w tym rzecz. Bo Kiyosaki pisze również, że ludzie sukcesu podejmują duże ryzyko, wiedząc, że mogą upaść nisko. Ale wiedzą też, że dzięki temu mogą osiągnąć więcej niż kiedykolwiek marzyli. Nie jestem fanką Kiyosakiego. Książki o bogatym ojcu nigdy w końcu nie przeczytałam, a biorąc pod uwagę fakt, że mam pięćset innych na liście "must read", to pewnie nie przeczytam wcale. Ale trudno się nie zgodzić z tym cytatem.

Ostatnio trafiłam na inny, anonimowy, ale przemawiający bardziej niż Kiyosaki: "Wielka miłość i wielki sukces wymagają podjęcia wielkiego ryzyka". Trafne, prawda? Okej, może odrobinę romantyczne, ale trafne. I wróćmy teraz do pytania z początku tego artykułu (znaczy posta). Jak nauczyć się szczęścia solo?

Sztuka szczęścia solo

Po pierwsze: musisz nauczyć się marzyć (i wierzyć w te marzenia)


Większość naszych marzeń sprawia wrażenie, jakby znajdowała się gdzieś poza rzeczywistością. A tak nie jest. Zilustrujmy to przykładem. Oglądam serial "Vikings". Najpierw obejrzałam kilka odcinków, potem wciągałam całe sezony. Zaczęłam nawet subskrybować na Facebooku wszystkie możliwe fanpejdże związane z ulubionymi bohaterami. Aż dotarłam do momentu, kiedy znałam już dokładny wzrost aktora wcielającego się w rolę jednego z głównych bohaterów (gdybyście chcieli wiedzieć, Clive Standen ma 188 cm wzrostu). I wtedy pojawiła się informacja o castingu na statystów. Cholera, to w Dublinie. No ale nic, sprawdzam ewentualne loty do Dublina i zastanawiam się, jakie są szanse na to, żeby zostać statystującym do czwartego sezonu druidem (zawsze można byłoby napisać z tego całkiem ciekawy reportaż, musiałabym tylko doczepić sobie jakąś brodę). Ale Dublin z jakiegoś powodu nie wypalił. Kilka miesięcy później Clive Standen przyjechał do Polski i przewrócił do góry nogami moje wyobrażenie o wikingach, Warszawie i mężczyznach z sześciopakiem. I może trudno w to uwierzyć, ale tak, miałam okazję się z nim spotkać (zobacz też: Warszawa. Bo marzenia są po to, żeby je spełniać). Można? Można. Trzeba tylko wierzyć i czasem po prostu cierpliwie poczekać.

Po drugie: miej cele, nie priorytety

Moją mocną stroną jest to, że ja zawsze bardzo dobrze wiedziałam, czego chciałam. Przynajmniej w sferze zawodowej. W sferze prywatnej określanie celów jest dużo trudniejsze, ale z czasem można nauczyć się, czego nie chcieć. A jak już wiesz, czego nie chcesz, to drogą eliminacji i własnych błędów orientujesz się również, czego chcesz.

Posiadanie celu to jak dostrzeganie światełka w tunelu. Może jest i ciemno, a na drodze zalega sto przeszkód, ale wiesz przynajmniej, w jakim kierunku trzeba iść. Tylko pamiętaj o jednym: trzymaj się tego światełka. Nie zbaczaj z raz obranej drogi. Choćby nie wiem, jak bardzo kusiło. Bo jeśli nawet dostaniesz pracę, w której zarobisz cztery razy więcej niż dotąd, to uwierz, nie będziesz usatysfakcjonowany, jeśli to nie będzie to, co lubisz. Pozostań wierny/wierna sobie. Bo jeśli nawet weźmiesz tę super płatną pracę - przecież musicie spłacić za coś ten cholerny kredyt - to po dziesięciu latach będziesz śledzić wzrost stóp procentowych z kompletnie obcą Ci osobą. I nagle okaże się, że tą pociągającą dziewczynę o urodzie Evy Mendes wypełnia frustracja, bo marzenia o realizowaniu się w wymarzonym zawodzie zamieniła na lepiej płatną pracę w banku. A ten zabójczo przystojny książę, co to miał przyjechać po nią na białym koniu, spędza całe dnie, oglądając National Geographic, bo tyle mu zostało z marzeń o wyprawie do amazońskiej dżungli. A ten koń nigdy nie był biały.

Po trzecie: bądź zdeterminowany(a) i się nie poddawaj

Jest fajnie. Masz marzenie, w które wierzysz. Masz też już cel. Masz znajomych, którzy zarabiają kilka razy więcej - jeden z nich właśnie kupił lamborghini, a drugi poleciał na wczasy na Karaiby. Ale ty trzymasz się swojego "światełka w tunelu". I może nie wszystko jest idealnie, ale oni odmierzają czas do skończenia pracy, Ty nie. Tylko nie licz na to, że jesteś na prostej. Nie, podążanie za pasją to kręta droga i często pod górkę. Dlatego jest jeszcze trzecia rzecz, o której trzeba pamiętać i o której przypomniał mi ostatnio w rozmowie Chris Botti, kiedy zapytałam go o jego receptę na sukces. Tą rzeczą jest determinacja. Jeżeli masz w sobie upór, determinację, to choćby nagle wyrósł przed Tobą Mount Everest, to uwierz, dasz radę wejść na szczyt.




czwartek, 1 października 2015

Challenge #1. Siła radości, czyli Światowy Dzień Uśmiechu

2 października obchodzimy Światowy Dzień Uśmiechu. W Polsce uśmiechamy się stanowczo za mało. Czas to zmienić. Mam dla Was wyzwanie. 

Nowojorski Uniwersytet Columbia przeprowadził badania, z których wynika, że najszczęśliwsze narody to: Duńczycy, Norwegowie, Szwajcarzy, Holendrzy i Szwedzi. Ale jako absolwentka socjologii mogę śmiało stwierdzić, że zawsze gdzieś jest jeszcze błąd statystyczny.

Gdzie szukać szczęścia?

Bo co myślisz, kiedy widzisz taki ranking, w którym pierwsze pięć miejsc zajmują najbogatsze państwa Europy? Co - że liczy się pieniądz i dobra opieka społeczna?  Prawdopodobnie tak właśnie pomyślałeś. Dalej zapewnie niesłusznie wnioskujesz, że najwięcej szczęścia czeka Cię tam, gdzie istnieje cywilizacja, czyli w Europie. I tu popełniasz zasadniczy błąd. Bo nasza europejska mentalność jest spaczona przez konsumpcjonizm.

Okej, może większość Duńczyków jeździ rowerem. To samo w Holandii. Ale kiedy przeniesiemy się na nasze polskie podwórko, to zorientujesz się, że dla wielu szczytem marzeń jest dobry samochód. Chcielibyśmy być tak jak Niemcy, bo BMW i porsche to przecież dobre auta, a do włoskich ferrari i lamborghini nam trochę za daleko. I wielu ginie w wyścigu szczurów, marząc całe życie o kupie stali, która potem i tak trafi na złom. A jeśli nie masz prawa jazdy, to i tak wpadasz w europejską machinę konsumpcjonizmu, bo a nuż za chwilę wypuszczą nowego iPhone'a.

Wiecie, dlaczego ludzie w Afryce lub w Indiach są szczęśliwsi od Europejczyków? Dlatego, że nie mają tylu potrzeb. My tutaj, w Europie, bazujemy na oczekiwaniach. Robimy jakieś założenia, plany typu "zbuduj dom, posadź drzewo i kup psa". Oni nie mają oczekiwań. Żyją chwilą, cieszą się tym, co mają tam i teraz. Może te lepianki nie przypominają apartamentów Hiltona, ale to nie ma znaczenia. Liczy się to, że w danej chwili wszyscy są zdrowi i żyją. W Europie takie wartości, jak zdrowie i życie doceni się dopiero wtedy, jak zaczyna być blisko do ich utraty. Smutne, prawda?

Do czego zmierzam: Jeżeli sądzisz, że wyjedziesz do Danii i poczujesz się szczęśliwy, to się mylisz. Ostatnio usłyszałam bardzo słuszne moim zdaniem stwierdzenie: To nie miejsca tworzą ludzi, lecz ludzie tworzą miejsca. Wniosek jest taki, że jeśli nosisz szczęście w sobie, to będziesz czuł się szczęśliwy w każdym miejscu na Ziemi.

Challenge #1. Poślij uśmiech pięciu osobom

Wiecie, że śmiech jest najbardziej zaraźliwą czynnością po drapaniu się i ziewaniu? Jest na to masa dowodów, a najlepszym z nich jest chyba metro w Berlinie. Widzieliście już kiedyś poniższy film? Po jego obejrzeniu nie będziecie mogli zaprzeczyć stwierdzeniu, że śmiech jest zaraźliwy.




Niestety, kiedy ja byłam w Berlinie, to nie trafiłam do tak roześmianego metra (zobacz też relację z mojego wypadu do Berlina: Berlin. To miasto żyje sztuką). Trafiłam za to na kilka artystycznych dusz, dla których ważna była harmonia z naturą.

Nie, nie proszę Was o to, żebyście zaczęli uprawiać jogę i medytować, chociaż podobno to bardzo pomaga w osiągnięciu wewnętrznego spokoju. Wyzwanie polega na czym innym - na rozdaniu uśmiechów pięciu zupełnie obcym i pięciu znanym Wam osobom. Łącznie dziesięć uśmiechów.

To nie jest łatwe, bo może uciekł Wam tramwaj i poza tym wszystko irytuje Was do tego stopnia, że macie ochotę tylko trzasnąć drzwiami i wyjść. Ale przełamcie się. Trzaskanie nie pomaga, a pozytywne wibracje i owszem.




W filmie "Król życia" (film m.in. w repertuarze sieci Multikino i niektórych kin studyjnych) główny bohater twierdzi, że szczęście jest zaraźliwe na odległość 800 metrów, na co jego przyjaciel (w tej roli Bartek Topa) odpowiada: "To za rondem znów mają przesrane!"

Nie pozwólcie, żeby za rondem znów mieli przesrane. Podejmijcie wyzwanie i dajcie potem znać, jak minął Wam Światowy Dzień Uśmiechu :). Smile! :)




poniedziałek, 28 września 2015

SPLASH! Kilka słów zamiast wiadra zimnej wody, czyli Liebster Blog Award


Celebryci oblewali się wiadrem zimnej wody, a blogerzy przelewają cząstkę siebie na papier (cofnij, na klawiaturę i ekran). 

Do zabawy nominowała mnie autorka bloga Krasnoludki przy sterach, z którą miałam przyjemność pisać o tym, jak pogodzić introwertyka z ekstrawertykiem w czasie podróży. Za nominację serdecznie dziękuję i cóż, podejmuję wyzwanie. W Liebster Blog Award chodzi o to, by odpowiedzieć na pytania wymyślone przez osobę nominującą. Szczerze, bez owijania w bawełnę. Zresztą i tak nie znam się na dyplomacji.

Słyszysz pukanie do drzwi. Otwierasz… a tam kto i co mówi?

Pink zaprasza mnie na kawę. Wiem, że to absurdalne i mniej prawdopodobne niż to, że do drzwi zapuka listonosz. Ale Pink to ta wokalistka, z którą na pewno miałabym o czym porozmawiać. Cenię sobie muzyków, którzy są autentyczni. Nie śpiewają dla poklasku, lecz muzyką wyrażają swoje emocje. Pink, James Arthur, Paloma Faith do tej grupy się zaliczają.  

 Zapraszają Cię do Wojewódzkiego. Kto będzie drugim gościem?

Jestem tak zszokowana, że nawet nie pytam o to, kto będzie drugim gościem. Upajam się faktem, że zostanę przemaglowana przez jednego z najbardziej cenionych przeze mnie dziennikarzy.

Książka / film zaaplikowany sobie przez Ciebie największą ilość razy i dlaczego?

"Władca Pierścieni". Nie pamiętam już, ile razy go oglądałam. Ale nie bez powodu blog zaczęłam pisać pod pseudonimem Arwena. "Lord..." to jeden z moich ulubionych filmów. I to do tego stopnia, że niektóre kwestie znam już na pamięć. Film odniósł sukces, kiedy chodziłam jeszcze do liceum. Były dwa obozy: obóz fanek Legolasa i obóz fanek Aragorna. Jak możecie się z łatwością domyślić, należałam do tego drugiego.

Dwukrotnie oglądałam też "Incepcję" i "Miłość i inne używki". Tego ostatniego filmu trochę się boję, bo za każdym razem, kiedy go obejrzę, zdarza się coś przykrego. I za każdym razem nie obywa się bez paczki chusteczek. Niesamowicie poruszający i wzruszający film.

Piosenka, która jest jakby właśnie o Tobie?

Jest masa takich piosenek. Muzyka jest tak ważnym elementem mojego życia, że utwory dobieram w zależności od nastroju. Dlatego też inna muzyka towarzyszyła mi kilka lat temu, inna kilka miesięcy temu, a inna teraz. Trudno byłoby mi wybrać jeden kawałek, ale skoro już wspomniałam o Pink, to polecam "Fucking Perfect".  Dlatego, że jest to utwór, w którym wokalistka namawia do przełamania barier, które sami w sobie tworzymy. Nikt nie jest idealny, każdy z nas popełnia błędy. Ale one właśnie uczą nas, jak żyć. To brzmi banalnie, ale tak jest. Nie macie pojęcia, ilu ludzi właśnie z powodu strachu, obaw przed podjęciem ryzyka nie walczy o swoje marzenia. A potem zamiast żyć z pasją  siedzą w call center, użerając się z klientami albo wciskają tanie perfumy na wrocławskim Rynku.



Innym utworem, który bardzo lubię i który jest mi bliski, jest "Upside down" Palomy Faith. "Życie do góry nogami" - to do mnie pasuje, i to bardzo. Do tych wszystkich nieracjonalnych decyzji, które podejmowałam i podejmuję w dalszym ciągu, choćby dla pasji i walki o realizację marzeń.



Kiedy nikt nie widzi to…

... tańczę bez opamiętania.

Opisz siebie w 3 przymiotnikach i 2 rzeczownikach.

nieracjonalna, kreatywna, uparta

Mówią, że to, co robię, często jest nierozsądne. Ale ja jestem w stanie podjąć naprawdę duże ryzyko, jeżeli na czymś bardzo mi zależy. Dlatego nieracjonalna. Mam milion pomysłów na minutę. Chciałabym mieć możliwość zdążyć zrealizować wszystkie w swoim życiu. Dlatego kreatywna. Mówią mi, że czasem trzeba odpuścić. Ja tego nie potrafię. Nie potrafię odpuszczać. Umiem tylko walczyć do ostatniej kropli krwi, potu i łez. Jeśli tylko wiem, że warto. Dlatego uparta.


wulkan energii

To ma swoje dobre i złe strony. Zarażam pozytywną energią, jeśli czuję radość. Każdy sukces dodaje mi adrenaliny. I nie potrafię tego zatrzymać. Wtedy wybucham jak Etna na Sycylii. Ale wybucham równie mocno, kiedy jest mi źle.

Inwazja UFO, przetrwanie naszej planety zależy tylko od tego, czy właśnie Ty zrobisz sobie tatuaż. Z postacią z kreskówki. Która to będzie?

Włóczykij z Muminków.  Po pierwsze dlatego, że bardzo podoba mi się tamta kreska. Po drugie dlatego, że Włóczykij to doskonały symbol miłośnika podróży i kogoś, kto szuka własnej drogi w życiu. Kto ma marzenia i jest w stanie wiele poświęcić dla ich realizacji. Po trzecie, kolega z radia podczas Przystanku Woodstock stwierdził, że mam taki kapelusz jak on.

Cecha fizyczna, która zawsze ujmuje Cię u innych ludzi?

Zawsze zwracam uwagę na włosy. Nie, nie na oczy, na włosy. Lubię patrzeć na tatuaże.

Gdybyś mógł za jedną rzecz do końca życia już nigdy nie zapłacić a mieć jej pod dostatkiem, to co to by było?

Przeniosłabym góry do Wrocławia tak, by nie musieć płacić za to, żeby jakoś do nich dotrzeć :)

Chciałeś, próbowałeś 5 razy i… dalej nie wychodzi. O co chodzi?

Nie ma takiej rzeczy. Jeśli próbuję, to do skutku.  Tak długo, aż nie wyjdzie. Mam to do siebie, że nie umiem się poddawać. Dlatego w moim słowniku nie ma "nie wychodzi, odpuśćmy". Jest za to "próbuj do skutku". Aż wyjdzie. Zwykle wychodzi już po drugiej czy trzeciej próbie.

Najlepiej być krasnoludkiem, bo…

... krasnoludki są dobre z natury.


Nominuję NRW Trip. Blog, który z chęcią czytam, ponieważ dotyczy życia w Niemczech. A oto moje pytania:

W polskiej mentalności zmieniłbym...

Pobyt w pięciogwiazdkowym hotelu czy przemakający namiot? 

Wyobraź sobie, że spełnienie Twoich marzeń w sferze zawodowej zależy od przeprowadzki do miasta, do którego nie jesteś przekonany. Ryzykujesz?

Najbardziej niesprawiedliwy stereotyp o Polakach. 

Kolor, dzięki któremu czuję się lepiej, to...

W Polakach mieszkających za granicą najbardziej imponuje mi...
 

Do spełniania marzeń potrzeba najbardziej...

Kraj, w którym naprawdę chciałbym zamieszkać, to...

Najbardziej absurdalna rzecz, jaką zrobiłem w życiu...

Jeśli chodzi o kuchnie świata, nigdy nie spróbowałbym....

Podczas pobytu za granicą najbardziej brakuje mi...

Polub na Facebooku