czwartek, 5 kwietnia 2018

Suchy Las pod Poznaniem. Przyjaźń, szczęście i miłość spadają jak meteoryty


Niespodziewanie. I nie zawsze jesteśmy na nie gotowi. Odkąd pamiętam, byłam życiową hazardzistką, chociaż nigdy nie grałam w jednorękich bandytów ani nie wierzyłam w wygraną w Totolotka. Zanim dokończę opisywanie ostatniego eurotripa, zapraszam Was do wspólnej wyprawy w głąb Suchego Lasu. 

Suchy Las to  niewielka (116,65 km kw. powierzchni) gmina koło Poznania, gdzie na poligonie Jerzy Hoffman kręcił swój film "Ogniem i mieczem" i gdzie 5 tysięcy lat temu spadł deszcz meteorytów. Od 1976 w Suchym Lesie znajduje się rezerwat przyrody "Meteoryt Morasko". Swoją drogą: wiecie, że Poznań jest jedynym takim miastem na świecie, które posiada na swoim terenie kratery pometeorytowe? Mimo tych wszystkich ciekawych akcentów pewnie nigdy bym nie pomyślała, żeby wybrać się tam na wycieczkę, ale... los kieruje nas zawsze tam, gdzie czeka nas coś pięknego. Nawet jeśli drogi bywają kręte i zawiłe.

I właśnie jak deszcz meteorytów, zupełnie niespodziewanie, spadła na mnie możliwość spełnienia jednego ze swoich marzeń, a więc przygarnięcia psa. To było też jedno z moich marzeń na checkliście na rok 2018.

Kiedy zaczynałam pisać bloga Podróże bez planu na łamach jednego z wrocławskich portali wyznałam, że marzę - zafascynowana od dzieciństwa książką "Lassie, wróć!" - o owczarku collie. Psa chciałam mieć od zawsze. Ale - jak to czasem bywa - opór stawiali rodzice, bo "pies to nie zabawka, to odpowiedzialność". To wszystko oczywiście prawda, ale pies to także najwierniejszy przyjaciel człowieka.

Ja i tak mam to szczęście, że wśród swoich przyjaciół mam i takich, którzy nigdy mnie nie zawiedli, których znam od czasów gimnazjum czy liceum i wciąż - na dobre i na złe - trzymamy się razem. Ale wiem też, że nic nie jest nam dane na zawsze, a zdarzają się sytuacje, kiedy rozczarowanie jest większe niż nadzieja na happy end. A pies to taka szczególna istota, która bez względu na okoliczności czy zmiany w naszym charakterze - zostaje z nami na zawsze. Dlatego, że psy - w odróżnieniu od kotów - niesamowicie przywiązują się do swojego właściciela, a więź między człowiekiem i psem może pozwolić na uwalnianie się większej ilości oksytocyny, czyli hormonu szczęścia. 

Chaki, którego widzicie na zdjęciu, to pies myśliwski rasy ogar polski. Od niedawna: mój pies. Łagodny pieszczoch, choć niektórzy twierdzą, że jest ogromny i wygląda groźnie. Tymczasem łągodny przestaje być tylko w stosunku do terierów rosyjskich. To właśnie dla Chakiego pojechałam do Suchego Lasu. Tak jak dla prawdziwej przjaźni czy miłości pojechałabym na drugi koniec świata.

Niektórzy z Was pomyślą pewnie: "to idealistyczne", ale ten blog powstał kiedyś z potrzeby serca, a tylko osoby kierujące się rozsądkiem, a nie sercem, potrafią stąpać twardo po ziemi. Peace!

A Wy wierzycie w to, że szczęście spada jak meteoryty? Dzielcie się swoimi opiniami w komentarzach. 



 

Polub na Facebooku