poniedziałek, 13 lutego 2017

Rumunia. Bukareszt. Gdzie pojechać, żeby już nigdy nie narzekać na komunikację miejską?


Jeżeli w dalszym ciągu nie masz prawa jazdy, jesteś skazany/skazana na komunikację miejską. We Wrocławiu mieszkańcom niejednokrotnie zdarza się narzekać na MPK. Na to, że motorniczy nas zignorował i zamknął drzwi przed nosem, na spóźniający się autobus, na to, że zlikwidowali kosze i nie ma gdzie wyrzucić gumy, a przecież nie wypada przykleić pod siedzeniem. Wreszcie na to, że niskopodłogowe wyglądają jak wysokopodłogowe. Dlaczego o tym piszę? Bo po wizycie w Bukareszcie już nigdy nie będę narzekać na wrocławską komunikację miejską. Przysięgam.

Bukareszt to nie Warszawa. W naszej stolicy, choć za nią nie przepadam, są przynajmniej dobre knajpy. Wpadasz na Krakowskie Przedmieście do Dwóch Takich, co podobno mieli ukraść księżyc, ale nie ukradli i teraz serwują w centrum Warszawy genialną jajecznicę i wiesz, że masz niebo w gębie. A po zaparkowaniu ogórka gdzieś w centrum Bukaresztu, pozostał nam jakiś spożywczy dyskont i samodzielne gotowanie (przygotowałam pyszny makaron, dało się zjeść i nie posypałam go cukrem pudrem - czuję, że moje zdolności kulinarne weszły na tzw. Level Hard). By uprzedzić hejterów, okej, kanjpy gdzieś pewnie są, ale przy sporym zmęczeniu, wysokiej temperaturze i o pustych żołądkach, jedzenie musieliśmy mieć na już. Ale nie o jedzeniu miało być w tej notce. Tym bardziej, że to nie było nic niezwykłego. Ot, zwykły makaron z warzywami. Żadne sushi czy krewetki.

Zegary za prawie milion euro i rumuński Mickiewicz

Bukareszt, stolica niedocenianego kraju, jakim jest Rumunia, ma w sobie dużo mniej blasku niż urokliwe miasteczko Bran (czytaj też: Rumunia. Zamek Bran. Śladami wampirów). To, na co warto jednak zwrócić uwagę, to architektura - z jednej strony perły, zdobienia, ornamenty, a z drugiej bieda, sypiące się kamienice i rury poprowadzone na zewnątrz budynków. Jedyne, co pozostało zarządcom tych ostatnich, to napis "De vanzare", czyli "Na sprzedaż".




Skupmy się może jednak na pozytywnych aspektach. A przynajmniej tych ładniejszych. Pierwszą rzeczą, która przykuła moją uwagę, był niezwykły zegar. Wyróżniał się z szaroburego krajobrazu i w jakimś sensie mnie zaintrygował, dlatego po powrocie doszukiwałam się informacji o zegarze, a właściwie zegarach Bukaresztu. Okazuje się, że władze miasta postanowiły w 2009 roku postawić 10 takich zegarów po to, by... miasto wyglądało ładniej. Ten, który widzicie na poniższym zdjęciu, znajduje się w pobliżu budynku uniwersytetu, stąd napis Universitate. Na każdym z zegarów widać też rok - 1459. To w 1459 roku powstał Bukareszt.

Władze Bukaresztu wydały na postawienie tych zegarów 915 tys. euro. Według tamtejszych mieszkańców to pieniądze wyrzucone w błoto - można by je przeznaczyć chociażby na poprawienie stanu pojazdów komunikacji miejskiej. Ale o tym jeszcze za chwilę.



Z pewnością warto również zwrócić uwagę na pomnik Iona Heliade Rădulescu (1802-1872), rumuńskiego poety z epoki romantyzmu (taki rumuński Mickiewicz). Był też wykładowcą, eseistą, dziennikarzem i autorem książek z zakresu lingwistyki i historii. Kiedy przechodzi się tuż obok jego pomnika, zdaje się nam badawczo przyglądać (wystarczy. że zerkniecie na poniższe zdjęcie wykonane przez Margiela).

Rădulescu urodził się w Târgovişte, ale jego ojciec kupił dom na przedmieściach Bukaresztu. Nauczycielem Heliadego był Gheorghe Lazăr (1779 - 1823), po którym poeta dostał schedę w postaci szkoły Saint Sava. W ponownie otwartej przez Heliadego szkole stał się głównym nauczycielem i skupiał wokół siebie wielu intelektualistów. Nie mogłabym w tym miejscu nie wspomnieć o jego wpływie na rozwój języka. To Rădulescu jest odpowiedzialny za rozwój współczesnego języka rumuńskiego, choć w jednej z faz swojej naukowej działalności przekonywał, że rumuński i włoski są pokrewnymi językami, a właściwie dialektami, które wzięły swój początek z łaciny.

Pomnik, który widzicie na zdjęciu obok, został wyrzeźbiony przez włoskiego artystę. Ten artysta nazywał się... Ettore Ferrari (1848 - 1929). Nie, tym razem nie chodzi o samochody. Ten Ferrari był tylko i po prostu artystą, a na swoim koncie ma także choćby rzeźbę przedstawiającą Giordano Bruno, stojącą na Campo de Fiori w Rzymie. Pomnik Rădulescu znajduje się dokładnie naprzeciwko budynku uniwersytetu w centrum Bukaresztu.

Budynek Uniwersytetu w Bukareszcie, fot. Kinga Czernichowska

 Sypiące się autobusy i tramwaje

Nie da się długo wytrzymać badawczego spojrzenia Rădulescu, dlatego warto odwrócić się i przyjrzeć się budynkowi uniwersytetu (zdjęcie powyżej). Jest to największy, a do tego jeden z najstarszych uniwersytetów w Rumunii (powstał w 1864 roku). To licząca się uczelnia, współpracuje z około 50 uniwersytetami w 40 różnych krajach, m.in. z Uniwersytetem Warszawskim w Polsce.

Trudno zrobić w tym miejscu dobre zdjęcie, bo panuje tam duży ruch. A szanse na dobre kadry przecinają takie oto pojazdy:


Tak wygląda jeden z pojazdów tamtejszej komunikacji miejskiej. Wydaje mi się, że po Wrocławiu na początku lat 90. jeździły lepsze. To jeszcze jednak nic w porównaniu do tramwajów w Bukareszcie.




Ale nawet w najbiedniejszym kraju i najbardziej sypiącym się kraju nie może zabraknąć dwóch rzeczy: Coca Coli i McDonalda. Przepraszam, trzech. Zapomniałam o kebabach. Kebaby są wszędzie. Makdonaldyzacja społeczeństwa (fenomen, który w latach 60. XX wieku opisał George Ritzer, do dziś mam jego książkę w ostatkach swoich socjologicznych zasobów naukowych) - ot, jedyne skojarzenie z poniższym zdjęciem.



To jednak nieprawda, że nie ma knajp. Na sam koniec zwiedzania znaleźliśmy i sklepy z pamiątkami, i knajpy. Było nawet coś dla fanów Harley-Davidsona.





Wieczorem Bukareszt wygląda już jakby piękniej, ale w przypadku dużych miast to raczej standard - ciemność i światła neonów dodają im uroku. Do tej pory nie mam bladego pojęcia, za co Bukareszt zyskał sobie w okresie międzywojennym tytuł małego Paryża! To nie jest miasto, które każe do siebie wracać. No chyba że chce się jeszcze raz zmierzyć ze spojrzeniem Rădulescu. Do Paryża warto wracać, chociaż - jak mówią wielcy - tylko za pierwszym razem robi imponujące wrażenie.

To pierwszy wpis na temat Bukaresztu. W kolejnym więcej o rumuńskiej tożsamości narodowej oraz o tym, dlaczego w Bukareszcie może wydawać nam się, że to Rzym...

Polub na Facebooku