poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Berlin. To miasto żyje sztuką

Wreszcie mam chwilę, by opisać Wam Berlin, już nie tylko pod kątem wystawy "Mario Testino. In your face", lecz jako miasto.

Podróż do Berlina minęła w mgnieniu oka. Około 5. nad ranem byłam na miejscu. Nawet nie macie pojęcia, jak takie duże miasta potrafią być piękne w porze, kiedy wszyscy ludzie jeszcze śpią. Cisza, spokój, puste ulice. Tylko wtedy można dostrzec rzeczy, które umykają w godzinach szczytu, kiedy główne ulice miasta są po prostu przeludnione.

Berlin wita misiami, bo przecież symbolem tego miasta jest niedźwiedź. A kiedy trafiasz w okolice ogrodu zoologicznego, misia spotkasz ze trzy razy na tej samej ulicy. Prawie jak we Wrocławiu, gdzie na sfotografowanie wszystkich krasnali nie wystarczyłoby jednego dnia.



To, co od razu przykuje Waszą uwagę, to także przywiązanie do solidnych marek niemieckich samochodów, takich jak BMW czy Mercedes. Z tym że w Niemczech posiadanie takiego auta to raczej żaden luksus.

A propos luksusów. Panorama Berlina z ostatniego piętra KaDeWe, czyli niemieckiej wersji Harrodsa, jest naprawdę imponująca. Sam dom handlowy robi wrażenie tylko dlatego, że jego powierzchnia jest naprawdę ogromna. Ceny zapewne kosmiczne, bo marka goni markę. Bvlgari, Swarovski itp. Nie, to mi już nie imponowało. Cały ten snobistyczny przepych KaDeWe jakoś kłócił się z obrazem Berlina artystycznego i spokojnego, bo właśnie takie oblicze miasta zaprezentował mi mój host z couchsurfingu. Jak się okazuje, Berlin to miasto tętniące sztuką. Galerie, uliczni artyści, graffiti i tancerze breakdance. Nie, to nieprawda, że w przypadku tych ostatnich chodzi  wyłącznie o ludzi młodych. Spójrzcie na pana ze zdjęcia obok. Ma prawdopodobnie około 50 lat, może więcej. Wielu mogłoby pozazdrościć kondycji i umiejętności. 


Może Was to zdziwić, ale celowo nie byłam przy Bramie Brandenburskiej. Widziałam ją już dwukrotnie, przy innych okazjach. Wystarczy. Drugiego dnia pobytu wybrałam się natomiast do ogrodu zoologicznego. Jest to jeden z tych ogrodów, które mogą pochwalić się największą liczbą gatunków zwierząt na całym świecie. Wypad do zoo to idealna atrakcja nie tylko dla rodzin z dziećmi, również dla podróżujących solo. A jeśli dodatkowo tak jak ja jesteście miłośnikami zwierząt, to berlińskie zoo powinno być obowiązkowym punktem programu Waszej wycieczki.

Ostatnią rzeczą, o jakiej chciałam wspomnieć, to kuchnia. Wegetarianie i weganie mogą mieć problem, bo knajp z rozmaitymi rodzajami wurstów jest tyle ile w Turcji kebabów. Nie jem mięsa w porze śniadania, więc kiedy trafiłam na niewielką i niepozorną kawiarnię Petit Cafe, gdzie w menu nie było wurstów, byłam naprawdę zachwycona. I mimo że wkoło roiło się od dużo bardziej eleganckich restauracji, szczycących się tradycyjną, niemiecką kuchnią, to właśnie tu zaglądało najwięcej klientów. Świeże kanapki z jajecznicą na pieczywie, kakao, kawa - nic więcej nie potrzeba do szczęścia o 8. rano. Do tego zabawna dekoracja, czyli stoły w kapciach. Efekt? Czujesz się tak, jakbyś dopiero miał(a) wstać z łóżka.


Zapraszam do obejrzenia krótkiego photostory.





8 komentarzy:

  1. Nigdy nie byłam w Berlinie, nie licząc przelotnego romansu z lotniskiem :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz! Polecam gorąco! Naprawdę warto, szczególnie zobaczyć Berlin od tej artystycznej strony.

      Usuń
  2. Stoły w kapciach najlepsze!
    Naprawdę ciężko o wegańską restaurację? Dużo osób mówi, że Berlin to raj dla roślinożerców :) Ale sama nie byłam, więc się nie wypowiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz! Pewnie jest ich trochę, ale w okolicach ogrodu zoologicznego wurst na wurście. Pewnie gdybym spędziła tam więcej czasu odkryłabym więcej wegańskich zakątków, ponieważ mój host z Berlina jest weganinem :)

      Usuń
  3. Berlin to bardzo interesujące miasto. Jak dotąd nie udało mi się tam pojechać. Mam nadzieję, że w przyszłości się to zmieni :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow! Ale pomysł z tymi stołami w kapciach! A jest na to jakieś wytłumaczenie? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pytałam, ale Petit Cafe było takim miejscem, gdzie ludzie przychodzili jeszcze z samego rana, niedobudzeni, niewyspani, zamawiali kawę i jakieś śniadanie. Przypuszczam, że mieli się poczuć tak, jakby właśnie wstali z łóżka :) Dzięki za komentarz :)

      Usuń

Polub na Facebooku