sobota, 22 sierpnia 2015

Kiedy wyjazd do stolicy staje się podróżą życia



Warszawa. Wieżowce nowe, reklamy wielkoformatowe, tęcza, pieprzony Żoliborz. Tam już nie tylko wiosna, lecz nawet lato spaliną oddycha. 

Właściwie nie ma po co jechać. Bo Warszawie brakuje uroku, którym może poszczycić się Wrocław albo nawet owinięty smogiem Kraków. Ale los jest przewrotny i przeważnie śmieje ci się prosto w twarz - z uporem maniaka będę to powtarzać. Nie warto się uprzedzać do miejsc. Ani do ludzi. Nadawanie im etykietek w stylu "never again" mija się z celem, bo w najmniej oczekiwanym momencie czekać Cię będzie miła niespodzianka, po której będziesz musiał(a) powiedzieć sobie: "sorry, zwracam honor".

Pamiętam Warszawę z dzieciństwa. Zabetonowaną, szarą, zimną. Pamiętam, jak bardzo chciałam wrócić do domu, do Wrocławia. Za rodzinnym miastem nie tęskniłam aż tak bardzo nawet wtedy, kiedy przez ponad rok mieszkałam na innym kontynencie. Ale Warszawa mnie od siebie odpychała. Potem niespecjalnie chciałam do niej wracać. To właściwie ona wróciła do mnie, przez całą serię różnych, przeważnie zawodowych okoliczności i doświadczeń. Koncerty, festiwale, eventy, wywiady. Teraz wraca po raz kolejny. I to wraca z hukiem, bo do Warszawy przyjeżdża Clive Standen, gwiazda serialu "Vikings" (dla wtajemniczonych aktor wcielający się w postać Rollo).

I nagle muszę teraz weryfikować obraz snobistycznej, zimnej Warszawy z Warszawą, będącą oknem na wielki świat. Z Warszawą, która pozwala spełniać marzenia.

Możecie nadawać miejscom etykietki. Bo w Chinach je się psy, Stany są skorumpowane, w Rumunii kradną, a Włosi są metroseksualni. Zgoda, w każdym stereotypie jest jakieś źdźbło prawdy, ale pojedź kilka razy, przeżyj i dopiero wtedy wydaj osąd. Bo każde miejsce jest jak moneta. Od Ciebie zależy, czy wyrzucisz orła czy reszkę. Ja tym razem stawiam na orła.

"Jaka piękna ta Warszawa. Będzie hajs i love, i sława"




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polub na Facebooku