czwartek, 6 sierpnia 2015

O tym, dlaczego nie warto wyjeżdżać dla pieniędzy

Poświęcenie, spontaniczność i miłość do bliźniego - to trzy złote zasady, które staram się promować na swoim blogu i oczywiście w życiu. Trzy rzeczy, które tworzą mnie i mój styl podróżowania. Nie, nie jestem aniołem. Nie spadłam z nieba, chociaż mówią mi, że mam dobre serce. Mam wady, jak każdy. Nie w tym rzecz.



Ostatnia moja spontaniczna podróż to Kostrzyn nad Odrą. Przystanek Woodstock. Spontanicznie. Po raz pierwszy jechałam gdzieś z biletem w jedną stronę. Niesamowite uczucie. Kupujesz taki bilet, wsiadasz do pociągu, a potem nucisz sobie nieśmiertelną Marylę: "Wsiąść do pociągu, byle jakiego, nie dbać o bagaż, nie dbać o bilet. Ściskając w ręku kamyk zielony, patrzeć jak wszystko zostaje w tyle". Tak właśnie chciałam. Zostawić wszystko w tyle.  Zapomnieć o pewnych rzeczach. Tylko kamyka nie miałam.

Nawet prawie się udało. Na kilka dni.

Pieniądze nie są ważne. Gdzie się tego dowiesz? Na Woodstocku. I nie tylko 

Na Przystanku Woodstock jeszcze bardziej zdałam sobie sprawę, że pieniądze nie są wartością. Nie dla mnie. Jeden z woodstockowiczów przyjechał do Kostrzyna, mając w portfelu 8 złotych. Wystarczyło na dwa piwa. Jak wrócił? Jak pewnie wielu innych woodstockowiczów. Stanął z  tabliczką typu "zbieram i chuj" i nazbierał. Pięćdziesiąt euro od jakiegoś Niemca, który zaparkował gdzieś swoje BMW. Miał na bilet powrotny i jeszcze mu zostało na płyty, biografię Ozzy'ego i piwo.

Przystanek Woodstock to nie jest przystanek, gdzie rządzą dragi. Kostrzyn nauczył mnie pokory. Pokory do życia.

Jakiś czas temu brałam pod uwagę możliwość wyjazdu na stałe do Niemiec. Znam język i to nawet całkiem dobrze, poradziłabym sobie. Na Zachodzie pracy jest sporo. Nowe miejsce, nowe możliwości. Zostałam w Polsce nie dla siebie. Dla kogoś.

Kiedyś już o tym wspominałam. Są ludzie, którzy potrafią rzucić wszystko i dla drugiej osoby z Europy polecieć do Afryki. Nie, to nie jest tylko mój kobiecy wymysł. Mężczyźni twierdzą często, że kobiety lubią się poświęcać. Mam wokół siebie wiele osób, które to zrobiły. To nie tylko kobiety. Jeszcze miesiąc temu pewnie dołączyłabym do tego grona. Tak, mogłabym wyjechać na Węgry, do Włoch lub gdziekolwiek indziej na świecie nawet na stałe. Wiązałoby się to z wieloma wyrzeczeniami, ale jeśli myślisz, że warto, to znaczy, że warto. Ja tak właśnie myślałam. I to nie był pierwszy raz, kiedy zadawałam sobie pytanie: czy jestem w stanie wyjechać nie dla pieniędzy, ale dla kogoś. Parę lat temu miałam pojechać do Nowej Zelandii. Podobno jest tam wiele możliwości dla programistów. Dla osób piszących w języku polskim - znacznie mniej. Nie zgodziłam się. Budowałam tu swoją karierę, nie chciałam.




Los czasem śmieje nam się w twarz. Kiedy zdążysz już zaakceptować te wszystkie wnerwiające nawyki i to, że nie będziecie chodzić razem na koncerty, bo słuchacie innej muzyki, kiedy uświadamiasz sobie, że tak, dla tej osoby byłabyś w stanie wyjechać z Polski, to nagle dostajesz figę z makiem. I zaliczasz tzw. fuckup. On wyjeżdża dla siebie, bo za granicą jest większy hajs niż tutaj. Ale ty nawet o tym nie wiesz, dowiadujesz się po fakcie. Dowiadujesz się wtedy, kiedy wydaje ci się, że koniec z tym, że nie chce ci się stawiać kroków jak u Pezeta, że już się pozbierałaś jak armia Andersa w jednym z kawałków L.U.C.-a. A propos L.U.C.-a. On też zbierał się jak armia Andersa. Stąd jego płyta "REFlekcje o miłości apdejtowanej selfie". Tytuł płyty godny Nobla. Bo czasem coś, o czym nie mówi się głośno, jest bardziej trwałe niż to, co chce się wykrzyczeć całemu światu.

Mam milion razy bardziej komfortową sytuację niż L.U.C. M.in. właśnie dlatego mogę wyżywać się na klawiaturze. Nie jestem popularna jak Pokolenie Ikea. Mogę napisać, co chcę, a i tak nikogo tym nie zranię. Bo nikt, o kim piszę, tego nie przeczyta. Chociaż i tak nie dowiecie się wszystkiego. Bo los śmiał się jeszcze bardziej. Zostawmy to.

fot. Borbás Krisztián, freeimages.com
Wróćmy do pieniędzy. Dorastałam w blokowisku. Mam ciepły dom i rodzinę, na którą wciąż mogę liczyć. Ale pamiętam takie dni, kiedy sąsiadka z bloku chodziła po klatce, prosząc o 20 złotych, bo nie wystarczało jej na chleb. Obserwując to wszystko, obiecywałam sobie, że będę walczyć o wolność finansową. O taką pensję, przy której nie będę musiała zastanawiać się, jak przeżyć do końca miesiąca.  A teraz? Teraz już rozumiem, dlaczego wielu biednych ludzi ma większe poczucie spełnienia i szczęścia niż niejeden milioner. Hajs szybko przychodzi i szybko odchodzi. Zarabiasz, wydajesz, czasem coś odłożysz. Może nawet uda ci się na coś nazbierać. Ale rzeczy materialne cieszą na krótko. A to, co otrzymujesz od innych ludzi i to, czym możesz dzielić się z innymi ludźmi, jest trwałe. Nie twierdzę, że wieczne, bo nic nie jest nam dane na zawsze, a pewne są tylko dwie rzeczy: śmierć i podatki. Ale uważam, że jeśli nie wieczne, to przynajmniej trwałe.

To przekonanie powstało wtedy, kiedy ktoś, dla kogo byłabym w stanie wyjechać, wybrał pracę za granicą i prawdopodobnie większą pensję - taką, z której pewnie da się uzbierać na luksusowy samochód i apartament. I, o ironio, na Woodstocku spotkałam Rafała Sonika, którego stać byłoby na dwadzieścia lamborghini. Tylko że Rafał Sonik nie chciał tych lamborghini. Wybrał pasję i możliwość dzielenia się nią z innymi ludźmi.

Przeczytaj też wywiad z Rafałem Sonikiem

Niewiedza jest lepsza niż wiedza

Tak mówią, ale nie wierzcie. "Najbardziej bolesna prawda jest lepsza niż najmniejsze kłamstwo" - to jedna z moich życiowych zasad. Bo kiedy znasz fakty, to nawet jeśli są niewygodne, to w końcu dojdziesz do momentu, kiedy je zaakceptujesz. A kiedy wiesz, że coś gdzieś nie gra, to zaczynasz zastanawiać się nad tym, gdzie brakuje puzzla. Zawodowy dziennikarz zadaje sobie pytanie "dlaczego" i robi research. Tylko że to się nie sprawdza, nie w życiu. W życiu pytanie "dlaczego" jest gówno warte. Czy jestem rozgoryczona? Nie. Rozczarowana? Tak, swoją naiwnością. Tym, że dałam się nabrać, zanim usłyszałam, że to prima aprilis.

Uwielbiam swoją pracę, piszę z pasji i nauczyłam się zadawać pytania. Nauczyłam się też tego, że mam oczekiwać faktów. I teraz mam problem. Bo w  życiu tak nie ma. Bo są ludzie, którzy kłamią, manipulują, intrygują, osądzają. Są też tacy, którzy myślą, że mówią prawdę, choć tak naprawdę oszukują sami siebie. A przy okazji innych. I w końcu: są tacy, którzy żyją dla hajsu i którym pieniądze przesłaniają wszystko inne i tacy, którzy mają pasję i potrzebę dzielenia się z innymi. I to Ty wybierasz, kim chcesz być.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polub na Facebooku