Przed przeszłością uciekać nie warto, bo to lekcje i wspomnienia, które odciskają trwałe piętno na osobowości (czytaj też: Nie bój się przeszłości. Zderzysz się z nią w podróży) . Jedną z nielicznych stałych w życiu jest zmiana. Bo wszystko się zmienia: przy tych odrapanych blokach, w których kiedyś mieszkałaś, wybudowano stadion. Na scenie grał George Michael, ale jeszcze dwie dekady temu nie było tam nawet Biedronki. I Ty też się zmieniasz, nawet jeśli nie zdajesz sobie z tego sprawy. Jeśli wolisz powiedzieć: "Taka już jestem", dodaj słowo "teraz". Bo za rok będziesz już kimś innym. Kimś mniej naiwnym, bardziej sarkastycznym, ostrożniejszym w dawaniu i braniu, za to milion razy bardziej nieracjonalnym. Czasem, oglądając się wstecz, uśmiecham się z ironią, ten uśmiech podobno rozkłada na łopatki jak Mollo Zimnocha.
Możliwe, że przez te kilka miesięcy będziesz unikać tego, co miało cieszyć, a sprawiło Ci ból. I zanim się zorientujesz, że to bez sensu, będziesz stać przed dylematem odinstalowania wszystkich węgierskich i włoskich lekcji, spalenia włoskich fiszek i podarcia węgierskich podręczników.
I kiedy absolutnie nie chciałam już mieć nic wspólnego ani z włoską, ani z węgierską kulturą, przyszło mi się spotkać z węgierskim aktorem i ponownie rozpocząć naukę włoskiego. Nawet w mojej ulubionej cukierni sprzedają bezy włoskie obok węgierskich ciastek. Kilka razy próbowałam się zapisać na hiszpański - jak na złość nijak nie dało się ich zmieścić w grafiku. Za to włoski? Godziny zajęć pasowały idealnie. To nie przypadek, nie wierzę w przypadki. To Twoja walka i musisz udowodnić, że nie jesteś Zimnochem, że się nie poddajesz, że nie ulegasz uprzedzeniom, że w dalszym ciągu jesteś dobrym człowiekiem, chcącym dawać szczerość, dobro i miłość. Nawet jeśli przez te kilka miesięcy bylo cholernie ciężko.
Oczywiście, będą chwile, kiedy znowu zaboli. Jak ta, w której prowadząca zajęcia włoskiego zapyta o nazwę czerwonego samochodu z otwieranym dachem, a Ty bez zastanowienia odpowiesz: Ferrari, zastanawiając się, czy popisać się znajomością modeli Berlinetta, Enzo, LaFerrari i Spider, czy też nie.
Prowadząca uśmiecha się. Widać, że jest doprawdy rozbawiona. - Nie, w Ferrari nie ma żadnych trudnych zgłosek. Lamborghini. Niektórzy mylnie czytają Lambordżini. "Gh" wymawiamy jak "g" - mówi, a ja znów zderzam się z własnymi wspomnieniami. Przecież wiem, jak się wymawia Lamborghini.
Wróciłam do nauki włoskiego. Tym razem robię to już tylko dla siebie. Podręczniki z węgierskiego wyrzuciłam, choć prawdopodobnie będę na Węgrzech jeszcze w tym roku. Z własnego wyboru. Zbudzona o trzeciej w nocy w dalszym ciągu wiem, co znaczy "mindjart talalkozunk", "jó napot kívánok", "szazat velem" i "viszontlátásra". Pewnych rzeczy nie da się zapomnieć. W świecie wirtualnym to jest takie proste: delete, escape, cofnij, zablokuj. W realu to tak nie działa. Ale to nie ma już dla mnie znaczenia. Nie zacieram wspomnień, nie uciekam od przeszłości, akceptuję rzeczywistość. A pewnym rozdziałom w swoim życiu już 31 grudnia 2015 roku powiedziałam: "Addio". A Wam chcę powiedzieć: nie uciekajcie, nie uprzedzajcie się w żadnym razie. I jak zwykł mawiać jeden z moich przyjaciół: "Nie ma obcokrajowców, są ludzie".
nie uciekaj dłużej bo to tylko Ty
nie uciekam dłużej bo to tylko ja
Marika
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz