wtorek, 23 lutego 2016

Włosi? Już nie Ferrari, tylko Lamborghini

Ci, którzy regularnie zaglądają na Podróże bez planu, wiedzą, że mam słabość do włoskiej kultury. Zaczęło się zupełnie niewinnie, od wakacji spędzonych na Sycylii. Od rajskiego krajobrazu, jaki można dostrzec ze wzgórz Etny. Od unikalnego smaku sycylijskich gelato. Już wtedy miałam ogromną chęć i zapał do nauki tego języka. Języka, którego dwa lata później wolałam unikać jak ognia. Niestety lub stety - bezskutecznie. Jestem skazana na włoską kulturę i tak już chyba zostanie. Tyle że teraz już nie uciekam, bo przed czym? Przed sobą, przed własną historią, lekcjami wyniesionymi z życia? 

Przed przeszłością uciekać nie warto, bo to lekcje i wspomnienia, które odciskają trwałe piętno na osobowości (czytaj też: Nie bój się przeszłości. Zderzysz się z nią w podróży) . Jedną z nielicznych stałych w życiu jest zmiana. Bo wszystko się zmienia: przy tych odrapanych blokach, w których kiedyś mieszkałaś, wybudowano stadion. Na scenie grał George Michael, ale jeszcze dwie dekady temu nie było tam nawet Biedronki. I Ty też się zmieniasz, nawet jeśli nie zdajesz sobie z tego sprawy. Jeśli wolisz powiedzieć: "Taka już jestem", dodaj słowo "teraz". Bo za rok będziesz już kimś innym. Kimś mniej naiwnym, bardziej sarkastycznym, ostrożniejszym w dawaniu i braniu, za to milion razy bardziej nieracjonalnym. Czasem, oglądając się wstecz, uśmiecham się z ironią, ten uśmiech podobno rozkłada na łopatki jak Mollo Zimnocha.

Możliwe, że przez te kilka miesięcy będziesz unikać tego, co miało cieszyć, a sprawiło Ci ból. I zanim się zorientujesz, że to bez sensu, będziesz stać przed dylematem odinstalowania wszystkich węgierskich i włoskich lekcji, spalenia włoskich fiszek i podarcia węgierskich podręczników.

I kiedy absolutnie nie chciałam już mieć nic wspólnego ani z włoską, ani z węgierską kulturą, przyszło mi się spotkać z węgierskim aktorem i ponownie rozpocząć naukę włoskiego. Nawet w mojej ulubionej cukierni sprzedają bezy włoskie obok węgierskich ciastek. Kilka razy próbowałam się zapisać na hiszpański - jak na złość nijak nie dało się ich zmieścić w grafiku. Za to włoski? Godziny zajęć pasowały idealnie. To nie przypadek, nie wierzę w przypadki. To Twoja walka i musisz udowodnić, że nie jesteś Zimnochem, że się nie poddajesz, że nie ulegasz uprzedzeniom, że w dalszym ciągu jesteś dobrym człowiekiem, chcącym dawać szczerość, dobro i miłość. Nawet jeśli przez te kilka miesięcy bylo cholernie ciężko.

 Oczywiście, będą chwile, kiedy znowu zaboli. Jak ta, w której prowadząca zajęcia włoskiego zapyta o nazwę czerwonego samochodu z otwieranym dachem, a Ty bez zastanowienia odpowiesz: Ferrari, zastanawiając się, czy popisać się znajomością modeli Berlinetta, Enzo, LaFerrari i Spider, czy też nie.

Prowadząca uśmiecha się. Widać, że jest doprawdy rozbawiona. - Nie, w Ferrari nie ma żadnych trudnych zgłosek. Lamborghini. Niektórzy mylnie czytają Lambordżini. "Gh" wymawiamy jak "g" - mówi, a ja znów zderzam się z własnymi wspomnieniami. Przecież wiem, jak się wymawia Lamborghini.

Wróciłam do nauki włoskiego. Tym razem robię to już tylko dla siebie. Podręczniki z węgierskiego wyrzuciłam, choć prawdopodobnie będę na Węgrzech jeszcze w tym roku. Z własnego wyboru. Zbudzona o trzeciej w nocy w dalszym ciągu wiem, co znaczy "mindjart talalkozunk", "jó napot kívánok", "szazat velem" i "viszontlátásra". Pewnych rzeczy nie da się zapomnieć. W świecie wirtualnym to jest takie proste: delete, escape, cofnij, zablokuj. W realu to tak nie działa. Ale to nie ma już dla mnie znaczenia. Nie zacieram wspomnień, nie uciekam od przeszłości, akceptuję rzeczywistość. A pewnym rozdziałom w swoim życiu już 31 grudnia 2015 roku powiedziałam: "Addio". A Wam chcę powiedzieć: nie uciekajcie, nie uprzedzajcie się w żadnym razie. I jak zwykł mawiać jeden z moich przyjaciół: "Nie ma obcokrajowców, są ludzie".


nie uciekaj dłużej bo to tylko Ty
nie uciekam dłużej bo to tylko ja 


Marika



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polub na Facebooku