piątek, 6 maja 2016

Statek miłości. Przewartościować swój świat


fot. Okładka płyty "Nevermind" zespołu Nirvana
Jest taki moment w życiu każdego człowieka, kiedy trzeba przewartościować swój świat. I najczęściej ten moment przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie. Nierzadko wtedy, gdy ma się skończone 27 lat. Znacie takie pojęcie Klub27? Nie, nie Blog27, lecz Klub 27. 

Klub27 to termin, który zwykło się stosować wobec najważniejszych postaci w kulturze masowej, które to właśnie w wieku 27 lat złapały doła, sięgnęły po narkotyki i albo przedawkowały, albo po prostu postanowiły skończyć z życiem. Życiem, w którym przyszło im tworzyć smutne piosenki o nieszczęśliwej miłości.

Do Klubu27 mieli więc należeć: Jimi Hendrix, Janis Joplin i Kurt Cobain. To właśnie po śmierci Cobaina zaczęto mówić o Klubie27. Ale na nim się nie skończyło. Do tej grupy dołączyła m.in. Amy Winehouse.


Ostatnio na jednym z portali o tematyce związanej z rozwojem osobistym natrafiłam na tekst, opisujący ludzi wysoce wrażliwych. Do tej grupy bardzo często zaliczają się pisarze, artyści, muzycy. Tacy ludzie przechodzą przez emocjonalne sinusoidy, od stanu, który raper Zeus nazywa hipotermią, a można go po prostu nazwać głęboką depresją albo emocjonalnym dołem po stan ekstatycznej radości. Wiąże się to również z ogromną kreatywnością, jaką charakteryzują się pisarze czy muzycy, o czym pisałam już w innym poście - czytaj również: Przepraszam, że tak pędzę. 10 rzeczy, które zrozumieją tylko ludzie kreatywni). Odnosząc się jeszcze do tamtej notki mogę powiedzieć, że misja "ZWOLNIJ" jest wciąż aktualna. Nadal nie mogę zrozumieć, jak to możliwe, że doba nie ma 48 godzin.

Problem polega na tym, że ludzie o wysokiej wrażliwości we wszystko, co robią, oraz we wszystkie relacje z ludźmi wkładają całych siebie. W języku angielskim jest takie słówko "wholeheartedly". U nas mówi się po prostu, że ktoś kocha lub robi coś całym sercem. I jeżeli angażujesz się w cokolwiek (pracę, związek itp.), to ryzykujesz, że ich utrata będzie boleć. I to nie będzie taki ból, jak wtedy gdy kostką zahaczysz się o próg. To będzie ból, który z czasem minie, ale odciśnie na Tobie jakiś ślad. I kiedy już doświadczysz tej utraty, to jednocześnie zrozumiesz, czym jest pokonanie strachu. Nagle zaczniesz mieć totalnie inne podejście do wielu spraw. Po prostu nie będziesz obawiać się ryzyka. Bo skoro życie podsuwa tak wiele przeszkód, skoro można stracić wszystko, to jaki jest sens bać się ryzyka?

Zainteresowanych tematem specyficznego toku myślenia ludzi wysoce wrażliwych, odsyłam do tego artykułu: Why sensitive people are stronger than you realize? 




Dlaczego o tym piszę? Nie martwcie się - 27. urodziny już za mną, spędziłam je z przyjaciółmi na Festiwalu Kolorów we Wrocławiu. Nigdy nawet nie przeszło mi przez myśl, żeby mierzyć lotem wieżowiec, bo za dużo we mnie życia, energii. Dzisiaj jednak dużo bardziej doceniam znaczenie przyjaźni. Mam wrażenie, że ta prawdziwa trwa wiecznie, potrafi pokonać każdą odległość. W odróżnieniu od miłości - tu zaczynają się schody, bo ludzie kiedyś bardzo bliscy w ciągu sekundy potrafią stać się sobie zupełnie obcy. Ludzi niegdyś bardzo bliskich dzielą nie kilometry, lecz obojętność.

Piszę więc o tym ze względu na fakt, że do ekipy Statku Miłości dołączyłam m.in. chcąc przełamać w sobie pewne bariery związane właśnie ze zrobieniem tego pierwszego kroku, umożliwiającego podjęcie ryzyka (i to się już udało), a trochę po to, by podług tej nazwy nawrócić się na miłość i wiarę w to, że ona istnieje i że jednak warto ufać, dawać kolejne szanse, po raz kolejny otwierać się przed innymi całym sercem. Mam przeczucie, że Bob Marley na głośnikach pozwoli mi spojrzeć na pewne rzeczy z dystansu.  

Niedawno podczas Global Week we Wrocławiu miałam okazję przedstawić prezentację na temat podejmowania ryzyka studentom. Większość z nich nie przekroczyła jeszcze magicznej bariery 27 lat. Tymczasem często, a przynajmniej w moim przypadku tak było, te 27. urodziny stają się okazją do zmiany sposobu myślenia i przewartościowania pewnych rzeczy. Kiedy masz 23-24 lata, wydaje Ci się, że najważniejsze jest to, by wspinać się po szczeblach kariery i mieć pieniądze na ładną sukienkę, perfumy od Diora i loty w kosmos (lub przynajmniej na drugi koniec świata) albo - w przypadku facetów - na luksusowy samochód. Na przykład Ferrari (czytaj również:  Od Ferrari do Ogóra, czyli dlaczego chcę wejść na pokład Statku Miłości?). Kiedy kończysz 27 lat, zaczynasz zdawać sobie sprawę, że to jest g**** warte. Bo nie liczy się marka perfum czy samochodu, bo ważniejsze wtedy zaczynają być relacje z ludźmi. I jestem pewna, że każdy z Was chciałby w tym wieku otaczać się ludźmi autentycznymi, szczerymi. Bo fałsz boli bardziej niż trudna i bolesna prawda. Ja tę autentyczność widzę w ekipie Statku Miłości - chociaż Zuzę i Mariusza na żywo, face to face, widziałam tylko raz. To widać, kiedy ktoś coś robi z pasji i zamiłowania, a nie dla fejmu czy pieniędzy.

Nawiązując do nazwy "Statek miłości", w tym i kolejnych wpisach będę Wam prezentować także tzw. "Ogór Love Story" - dialogi o miłości, krótkie opowieści, które kiedyś się komuś przytrafiły. Jeżeli te historie są Wam w jakimś stopniu bliskie, to zapraszam do komentowania.


Ogór Love Story


- Nie wiem, po co to zrobiłam. To było głupie i nieracjonalne, jak zresztą większość rzeczy.

- Zadzwoniłaś, i co?
- Rozłączył się. Najpierw nie mogłam słowa wydusić, a gdy już wydukałam "cześć", on zapytał: "kto mówi". Myślę, że wiedział, bo czuć było, że jest zdenerwowany. No więc się przedstawiłam. I wtedy się rozłączył.
- Ale gdyby się nie rozłączył i jednak byście się spotkali, to wiesz, co by się stało?
- Co?
- Zrozumiałabyś, że kochasz tylko swoje wyobrażenie o nim. Może on nie jest taki, jak naprawdę o nim myślisz.
-  Tylko wiesz co? Ja zawsze dostrzegam w ludziach to, co dobre. Widzę w nich te lepsze strony. A potem cierpię. Na tym polega mój problem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polub na Facebooku